Boks 17. Piękność w typie owczarka niemieckiego i śnieżnobiały mieszaniec z kilkoma cechami labradora – to Inka i Luna, które przepychają się przy furtce, byleby w końcu wyjść na spacer i spędzić trochę czasu z człowiekiem. Pokazały mi się dzisiaj jako psy niemal idealne. Jedyne, czego im brakuje, to własnych domów.
Maksimum owczarka w owczarku
Inka nie miała szczęścia w swoim przedschroniskowym życiu. Została znaleziona, w towarzystwie szczeniaka Iwana (który ma już nowy dom), w marnym stanie. Zaryzykuję stwierdzenie, że trafienie do schroniska to ogromny fart w przypadku tej suki. W tym momencie wygląda bowiem naprawdę dobrze i jest gotowa rozpocząć całkowicie nowe życie.
Prawdziwy pracuś
Już na starcie zdumiewa swoją urodą. Jest wysoka, a jej zad nie jest niezdrowo kątowaną zjeżdżalnią. No i jej spojrzenie… Jeśli kiedykolwiek miałeś/aś okazję spojrzeć w oczy owczarka niemieckiego, to wiesz, o czym mówię. Para migdałowych oczu Inki przewierca człowieka w sposób tak inteligentny, że od razu wiadomo, że można z nią wypracować, co tylko się chce. Plusem jest też to, że dziewczyna nabiera potrójnego powera do treningu, gdy słyszy szelest torby ze smakołykami. Zna podstawowe komendy, a kiedy próbowałam jej pokazać nowe, widać było, jak bardzo się starała zrobić dokładnie to, czego od niej oczekiwałam. Prawdę mówiąc, dawno nie spotkałam psa, który tak fajnie by się koncentrował, mimo niesprzyjającej, schroniskowej rzeczywistości. Niby dziewczyna ma z dziesięć lat na karku, ale jest w dobrej kondycji fizycznej, a do tego – naprawdę chce jej się pracować. I to jest to, co w owczarkach kochamy najbardziej.
Absolutna kultura
Inka zaskoczyła mnie też pozytywnie swoją komunikacją z innymi psami. Uwielbia obniuchiwać się z pobratymcami, ale zdecydowanie nie jest w tym nachalna. Nie wykazuje agresji, używa sygnałów uspokajających i respektuje je, gdy padają z tej drugiej strony. Nawet kiedy została obszczekana przez trzy brawurowe kurduple, nic sobie z tego nie zrobiła. Panuje nad emocjami i stara się zachowywać z klasą. Nie po drodze jej tylko z kotami, bo kiedy próbowałam z nią do jednego podejść, niemiło na niego naburczała. Ale przecież nie da się lubić wszystkiego i wszystkich. 🙂 Zresztą, myślę, że przy wprowadzeniu odpowiednich zasad Inka nauczyłaby się mruczących lokatorów po prostu ignorować.
Wymarzony materiał szkoleniowy
W pierwszej połowie spaceru Inka trochę ciągnęła na smyczy. Oczywiście miała prawo – nie codziennie może trafić się jej czas poza boksem. Aby jednak do listy jej zalet dorzucić ładne chodzenie, postanowiłam przekonać ją, żeby dreptała przy moim boku zamiast napierać do przodu. „Inka, stop!” – powiedziałam i zatrzymałam się w momencie, w którym przeginała. Najpierw raz. Potem drugi. Po 15 minutach smycz wisiała luźno, a Ineczka sama wyrównywała ze mną chód, gdy orientowała się, że idzie za szybko. Nie oczekiwałam aż tak szybkiego i dobrego efektu. Mega fajnie. Wygląda na to, że przy minimalnej wiedzy szkoleniowej nowego opiekuna Inka może być absolutnym ideałem!
„Ciocia, nie chcę tam wracać!”
Na koniec spaceru zrobiło się jednak smutno. Inka była przerażona powrotem do bosku. Obszczekała krzyczące na nią zza bram innych boksów psiaki i zaparła się jak koń, byleby nie wejść tam, skąd ją zabrałam. Widać, że jest zbyt wrażliwa, aby żyć w schronisku. Potrzebuje spokoju i człowieka, którego będzie mogła codziennie zadowalać swoją lojalnością. Boksy to stres. Boksy to hałas, frustracja i samotność. Dlatego mam nadzieję, że dziewczyna nie zabawi w nich długo. To może ją najzwyczajniej zniszczyć.
Eliksir młodości
Z pewnością Luna musiała go kiedyś wypić, bo w życiu byś nie powiedział/a, że ten pies ma 11 lat. Luna została oddana do schroniska przez swojego dotychczasowego opiekuna. I nic nie nabroiła. Ponoć po prostu jej człowiek nie może się nią dłużej zajmować. Szkoda, że na jesień życia spotkało ją coś takiego. Tyle dobrego, że oprócz rewelacyjnej urody, Luna jest przekochaną istotą i mam nadzieję, że szybko zobaczy to ktoś, kto będzie mógł ją zabrać ze Ślazowej do nowego domu.
Labrador w wydaniu „sport”?
Im dłużej na Lunę patrzyłam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że musi mieć jakieś więzy krwi z labradorem. Krótka, gęsta sierść, ogon jak ster i rozkoszny, a jednocześnie zawadiacki pysk. Tylko uszy Luny żyją własnym życiem – tak jak ona sama, kiedy na spacerze kuszą jej uwagę miliony bodźców. Widać, że dotychczasowy opiekun nie pracował albo nie potrafił pracować z dziewczyną w sposób wystarczający. W przeciwieństwie do Inki Luna jest jak dziecko we mgle. Jest w stanie na chwilę skupić się za smakołyk, ale próbuje ogarnąć swoim wzrokiem i nosem więcej niż wszystko naraz. Potrzeba jej więc kogoś, przy kim, krótko mówiąc, wyluzuje. 😉 Myślę, że fajnie by się sprawdziła pod opieką osoby lubiącej piesze wędrówki. Luna to typ poszukiwaczki przygód. Dotrzyma człowiekowi kroku i będzie cieszyć mordę z każdego obniuchanego kępka trawy. Wyobrażam sobie, że postawiłaby na równe nogi każdego leniucha albo smutasa. 😉
Pacyfistka?
Chyba tak. W pewnej chwili Luna odkryła w zaroślach kota, który zjeżył się na jej widok i syknął jak zły, gotując już łapę z pazurami do pacnięcia. Luna na chwilę zesztywniała. Przekrzywiła pytająco łeb. I poszła dalej. Podobne, czyli niemal zerowe wrażenie, zrobiły na niej świnki wietnamskie, owce i inne psy. Nie w głowie jej konflikty, kiedy ma tyle świata do kontemplacji. Ponoć wychowywała się z dziećmi, ale myślę, że spokojnie mogłaby też żyć pod jednym dachem z innymi zwierzętami.
No i jeszcze jedno. Pamiętajcie: albo piłka, albo mózg. Nigdy w parze!