Team “Kolczatka to przestarzałe narzędzie sprawiające psu cierpienie”? Czy może raczej druga strona barykady: “kolczatka jest w niektórych przypadkach jedynym wyjściem”? Emocji związanych z kolczatka dla psa piętrzy się mnóstwo, ale warto je odsunąć i spojrzeć na to możliwie najbardziej obiektywnie.
Zanim się rozpiszę, krótka, ale ważna uwaga: tekst nie ma nikogo zachęcić ani zniechęcić do kolczatki samej w sobie. Jeśli mam jakąś intencję, to jest nią zwrócić uwagę na kilka rzeczy, które często w dyskusji o kolczatkach pomijamy. Zdecydowanie nie jestem entuzjastką tego narzędzia i przekonują mnie inne metody, ale na pewno daleko mi do stwierdzenia, że jest to najgorsze zło, które nie powinno istnieć.
Czym jest kolczatka dla psa i dlaczego ma przeciwników?
Tradycyjnie zacznę od sprawy kluczowej – od definicji. Kolczatka dla psa to narzędzie treningowe. Jej zadaniem jest wygenerować impuls w celu skorygowania nie do końca odpowiedniego zachowania. Dlaczego słowo “treningowe” to klucz? Ano dlatego, że wyjście z psem na poranny spacer samo w sobie nie jest treningiem. Nie jest nim też zostawienie czworonoga pod sklepem. Ani pogawędka z sąsiadami na klatce schodowej. Trening to krótka sesja, w trakcie której cała uwaga człowieka sfokusowana jest wyłącznie na psie. Jeśli więc zakładasz ten typ obroży na codzienne spacery, a może nawet dokładasz do tego smycz flexi, to słabo, nie z tym się to je i faktycznie możesz przez to swojemu czworołapowi zafundować problemy zdrowotne czy behawioralne.
Ale hej, jest też druga strona! Osoby prowadzące internetowe krucjaty przeciwko kolczatkom chętnie wrzucają do sieci zdjęcia, które mają dobitnie pokazywać, że to narzędzie tortur, a nie do szkolenia. Na fotografiach widzimy głębokie rany po kolcach. Sedno w tym, że… prawidłowo użyta kolczatka dla psa nie mogłaby przynieść takiego efektu. Mogło go przynieść na przykład uwiązanie psa na łańcuchu i kolczatce kolcami do dołu. Albo nałożenie kolczatki na “zawsze” szybko rosnącemu szczeniakowi. Ale gdzie tu wina narzędzia? Jeśli wpakujesz mokre palce do gniazdka, to za porażenie obwinisz prąd? Bez sensu.
Więc z czym to się je?
Kolczatka dla psa przede wszystkim nie powinna trafiać do przypadkowych rąk. Według mnie w idealnym świecie byłoby to narzędzie dostępne wyłącznie dla profesjonalnych szkoleniowców / behawiorystów. Jeśli więc trafiasz do sklepu zoologicznego, w którym mówisz sprzedawcy, że szukasz czegoś dla ciągnącego na smyczy psa, a on podaje ci od razu kolczatkę… pójdź do innego sklepu, co? Warto mieć świadomość, jak wygląda prawidłowe użycie kolczatki.
Prawidłowo założona kolczatka powinna być tak dopasowana, aby między nią a szyję psa można było włożyć dłoń. Taką zasadę można przyjąć, bo najczęściej spotykana na rynku kolczatka dla psa działa jak obroża półzaciskowa. Nie może więc być za ciasna (bo wtedy nacisk może być zbyt mocny) ani za luźna (kolczatka może się zsunąć i na przykład zranić psie uszy bądź oczy). Nie powinna być też ciasno zapięta tuż za uszami. Im jest wyżej, tym mniejszym nakładem siły możemy wywołać silniejszy impuls. Specjaliści używający tego narzędzia wskazują, że najbardziej korzystne miejsce na szyi to tylko drobinę wyżej od standardowej, codziennej obroży.
Korekta kolczatką to krótki impuls. Czyli w żadnym wypadku nie powinno się z psem siłować i go ciągnąć. Jedyna prawidłowa korekta kolczatką to szybkie i energiczne szarpnięcie smyczy. Bodziec bólowy (wywołany przez kolce na wielu małych punktach na szyi) sygnalizuje psu, że powinien zrobić coś inaczej. I jeszcze jedno, co może wiele osób zaskoczyć: kolczatka dla psa NIE służy do nauki luźnego chodzenia na smyczy. Jej rola może pojawić się tam, gdzie pies jest już rzeczy podstawowych nauczony, ale zdarza mu się zapominać, wyskakiwać, czasami zachować się niefortunnie. Korekty to przecież nie radykalne terapie szokowe, lecz poprawki. Nie jest więc też prawdą, że kolczatka dla psa to ostateczność. Jeśli do pracy ze zwierzęciem brakuje ci samozaparcia oraz niezbędnej wiedzy, aby zbudować z nim poprawną relację, to ani prośba ani groźba nie pomoże.
Czy każdy pies może trenować z kolczatką?
Zdecydowanie – nie. W teorii to ma sens: korekta kolczatką może pomóc dotrzeć nam do psa, którym targają silne emocje. W praktyce? Pies reaktywny, wrażliwy nawet na najbardziej subtelne bodźce, może z powodu bodźca bólowego zdenerwować się o wiele bardziej. Niektóre zwierzęta próbują też kolczatkę z siebie ściągnąć, a to naraża je na zranienia. Dlatego ostrożnie – nieprawidłowo zastosowana kolczatka bądź użyta u nieodpowiedniego psa może spowodować trudne do odwrócenia problemy behawioralne. Tym bardziej jestem zdania, że samodzielne i nieskonsultowane ze specjalistą zaopatrzenie się w ten przyrząd to bezceremonialne włożenie ręki do ognia. I zuchwałość…
Używałam kolczatki. W niewłaściwy sposób
…ale i ja byłam zuchwała. No i przede wszystkim za młoda i nieświadoma. Byłam wtedy smarkulą, która o narzędziach szkoleniowych wiedziała niewiele (tak jak jej rodzice), a dorośli psiarze, wszechwiedzący przyjaciele domu (więc na pewno wiedzą, co mówią – myślałam) polecali kolce na ciągnięcie smyczy przez mojego Atosa. I tym sposobem przez parę miesięcy wyprowadzałam psa na kolczatce… codziennie.
Zauważyłam szybko kilka problemów. Po pierwsze, lwia sierść na szyi mojego owczara sprawiała, że chyba nie odczuwał wielkiego dyskomfortu i niewiele sobie robił z obecności kolców. Po drugie, dużo czytałam, błądziłam na psich forach i doszłam do wniosku, że totalnie nie umiem korzystać z kolczatki tak, jak powinno się to robić. Przesiedliśmy się z powrotem na standardową obrożę. A ponieważ Atos to całkiem pojętne psisko, kilka kolejnych miesięcy okupionych ciężką pracą i tysiącami smaczków zaowocowały spacerami na luźnej smyczy. Generalnie – bardzo często po prostu da się. Warto dokładnie i obiektywnie weryfikować naszą wiedzę o metodach i narzędziach szkoleniowych i nie szukać drogi na skróty w pracy ze zwierzakiem.
A wy macie jakieś doświadczenia z kolczatką?
3 komentarze
A co na temat n.p. obroży zaciskowej? Jako sposobu nauczyć psa nie ciągnąć na spacerze? I czy może to być łagodny zamiennik na kolczatkę?
Bardzo trafne pytanie! Przyznam, że miałam okazję po instrukcji doświadczonej behawiorystki stosować obrożę półzaciskową przy psie reaktywnym, ciągnącym i wykazującym agresję wobec innych zwierząt. Psisko jest duże i silne jak koń, dlatego było to rozwiązanie trafione. Uważam obrożę półzaciskową za lepszą od zaciskowej, bo posiada blokadę, która uniemożliwia zbyt ciasne zaciśnięcie się na szyi. Innymi słowy – spowoduje pożądany przez nas dyskomfort u psa, ale nie zrobi mu krzywdy, jeśli zwierzak się czegoś mocno wystraszy czy spanikuje.
Jednak trzeba pamiętać, że tak jak kolczatka, takie obroże należą do akcesoriów treningowych. Zdecydowanie łatwiej okiełznać psa na obroży półzaciskowej niż na “zwykłej”, ale nie może to być droga na skróty i rozwiązanie codzienne czy na zawsze. Między innymi dlatego że używana zbyt długo i non stop, taka obroża może przestać na niektórych psach robić wrażenie. Ważne jest odpowiednie umiejscowienie obroży – powinna być wyżej niż taka codzienna. Ale też to, w jaki sposób korygujemy psa. Czyli nie ciągnięcie co chwila do tyłu, tylko dynamiczne i krótkie korekty, gdy pies napiera bardzo mocno.
Czy jest łagodniejsza niż kolczatka? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Kolczatki też zawierają półzaciski, choć fakt faktem, do korekty dochodzą kolce, jeśli obroże tego typu są zakładane kolcami do skóry. Osobiście podchodzę z większym zaufaniem do wspomnianych obróż półzaciskowych, bo opierają się tylko na korektach, a nie na korektach i bólu. Jednak każdy pies ma indywidualne reakcje i potrzeby. Z tego względu zawsze polecam wizytę u specjalisty, który zaobserwuje zachowania naszego przyjaciela i dobierze mu coś, co zadziała na niego najskuteczniej. 🙂
Od niemal 8 lat jestem szczęśliwą opiekunką adopciaka. Pies trafił do mnie jako ok. 1.5 roczny podrostek – po przejściach, reaktywny, jak się dość szybko okazało, mający spore problemy i z psami, i z ludźmi.
Dość szybko trafiłam z psem do psiej szkółki – takiej dość tradycyjnej, gdzie – owszem – psy były nagradzane smakołykami, ale właściwie jedynymi narzędziami stosowanym w przypadku zachowań problemowych były narzędzia awersyjne: łańcuszek zaciskowy i kolczatka.
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem takich narzędzi. Nie dlatego, że to narzędzia tortur powodujące straszne rany fizyczne. Ale dlatego, że są albo niepotrzebne i ryzykowne. Moim zdaniem, zachowania problemowe, które próbuje się eliminować przy użyciu takich narzędzi, mogą wynikać z dwóch przyczyn (albo ich kombinacji): albo pies nie wie, jak powinien się zachować w danej sytuacji, bo nie został tego nauczony, albo nie potrafi się tak zachować ze względu na jakieś trudne emocje (stres, pobudzenie, strach, frustracja). W tym pierwszym przypadku kolczatka jest niepotrzebna, bo psa najlepiej nauczyć pożądanego zachowania, pokazując mu, jakiego zachowania oczekujemy i pokazując, że takie zachowanie będzie przez nas super nagradzane. W tym drugim przypadku kolczatka sama w sobie nigdy nie rozwiązuje istoty problemu (czyli problemu emocjonalnego), może jedynie doprowadzić do zablokowania zachowania. Jest jednak ryzykowna, bo jej użycie może szybko i łatwo doprowadzić do znaczącego pogłębienia problemu emocjonalnego, a tym samym eskalacji niepożądanego zachowania. Dodatkowo używanie awersji nigdy nie przyczynia się do pozytywnego budowania relacji zaufania do przewodnika (choć rzadko ją całkowicie rujnuje). Przykład: jeśli pies reaguje agresywnie np. w stosunku do innych psów czy do ludzi, najbardziej oczywistym powodem jest jego poczucie zagrożenia. Jeśli w sytuacji, w której pies czuje się zagrożony, dostaje korektę na kolcach, nie wpływa to pozytywnie na jego emocje – poczucie zagrożenia rośnie. Dodatkowo strzał z kolców pies dostaje od przewodnika – czyli w sytuacji, którą odbiera jako zagrożenie, nie dostaje od przewodnika wsparcia zwiększającego jego poczucie bezpieczeństwa, tylko dostaje korektę. To nie może budować zaufania.