Rzadko mówi się o tym, że w relacji z psem – dokładnie tak, jak w relacji z człowiekiem – nieuniknione są kryzysy. Nie ma w nich nic złego, a co więcej – mogą okazać się punktem zwrotnym w waszej pracy.
Nie każdy dzień z psem może być pełen tęczy, konfetti i ogólnie dobrej energii. Nie zawsze jesteś w stanie być wobec swojego psa superpozytywnie nastawiony/a, wystarczająco konsekwentny/a, czytelny/a i skłonny/a do pochwał. Jesteś człowiekiem. Szarpnięcie smyczą, krzyknięcie czy myśl o tym, że masz dość nie robi z ciebie potwora.
Coraz mniej słodki szczeniak
Zawsze mnie zdumiewa entuzjazm niektórych ludzi związany ze szkoleniem szczeniąt. To, że możesz zapisać czystą kartkę od zera, nie znaczy, że nie napiszesz tam bzdur, że nie znajdą się tam skreślenia i bazgroły na marginesie. Szczególnie, jeśli hodowca spartolił sprawę wczesnej socjalizacji albo adoptujesz szczenię o nieznanych genach i przeszłości i okaże się, że kartka wcale taka czysta nie jest.
Poza tym szczeniak na pewnych etapach zachowuje się dokładnie tak jak nastolatek – koszmarnie. Przychodzi ci pić kwaśny, hormonalny koktajl powstały w jego głowie. Najmniejsza bzdura może sprawić, że psi dzieciak nabawi się lęków i frustracji. Spotkanie paru podbiegaczy w parku czasem wystarczy, żeby wasza wielomiesięczna praca runęła jak domek z kart. W pewnym momencie psiak “zapomni” wyuczonych komend. Nie brzmi to jak droga usłana różami, prawda?
Pies niepanujący nad emocjami
Pisałam kiedyś już o pracy z psem lękowym i reaktywnym. W przypadku każdego z tych typów możesz spodziewać się trudności w panowaniu nad emocjami w momentach, w których “dobrze wychowany” pies panować nad nimi powinien (według nas). Wszystkie moje kryzysy związane z Farsą (były co najmniej trzy poważne) brały się właśnie z tego. Nauka czystości była u nas drogą przez mękę, bo łaciata bardzo bała się wychodzić przed blok (w domu tymczasowym wychodziła w towarzystwie psów-rezydentów i nie umiała sobie na początku u mnie poradzić bez ich wsparcia). Czułam ogromną bezsilność, bo każdego dnia – mimo kilkunastu wyjść z domu dziennie – miałam zalane mieszkanie. Przez parę miesięcy. Potem zaczęły się rewelacje związane z reaktywnością smyczową. Kiedy byłyśmy na etapie “szczekam na wszelki wypadek na wszystko, co się rusza”, to potrafiłam się na Farsę nieraz wydrzeć i tym sposobem wszystko pogorszyć. Zdarzało mi się szarpnąć smyczą, choć wiedziałam, że to najgorsze, co można zrobić w danej chwili. Ale zwyczajnie sobie nie radziłam. Nieraz po takich akcjach płakałam z nerwów i bezsilności. Czułam, że nie nadaję się, aby dać tej kruchej istocie poczucie bezpieczeństwa. Jednocześnie oddanie jej komuś innemu po prostu nie wchodziło w grę.

Daj szansę specjaliście
Fakt, że wychowałeś/aś przyzwoicie poprzedniego psa albo przeczytałeś/aś jedną z setek książek w stylu Szkolenie psa, nie znaczy, że ze wszystkim sobie możesz poradzić. Gdy przychodzi kryzys szkoleniowy, to czujesz, że twoja wiedza i możliwości są u kresu. Blokujesz się, bo tak po ludzku nie masz pomysłu, co dalej. Mimo to może ci się wydawać, że znasz sedno problemu i sposób na jego rozwiązanie, tylko ten twój pies jest jakiś popsuty i to nie działa. Jeśli tak jest, to udaj się do trenera lub behawiorysty. Jeśli wybierzesz odpowiedniego (czyli takiego, który nie upiera się przy teorii dominacji i waleniu psa po łbie, gdy ten “nie słucha”), to nie tylko da ci część swojej wiedzy, poszerzając twoją. Zobaczy przede wszystkim z boku, jak wygląda twoja praca i relacja z psem. Zawsze jest coś, czasem bardzo oczywistego, czego samemu/ej się nie widzi. I pamiętaj – porady z grupy na Facebooku nie zastąpią prawdziwej konsultacji. Nie zaoszczędzisz tu kasy.
Czas jest ważniejszy niż myślisz
Długimi miesiącami uczyłam Farsę, jak chodzić na luźnej smyczy i jak wracać na przywołanie. Ogólnie łapała tak zwane podstawy, ale kiedy emocje brały górę, to te dwie rzeczy ją przerastały i włączała jej się reakcja: “uciekaj” lub ulubiona: “drzyj ryj”. Pracowałam z nią tak, jak sama polecałam pracować na blogu i byłam zła, że to nie działało w stu procentach. Pewnego dnia… to się po prostu stało. Mój pies szedł na smyczy na luzie i zaczął bez niej reagować na “do mnie”. Zapomniałam, że to szczeniak jak każdy inny. Że dorasta i się zmienia. Że tak po prostu potrzebuje czasu. Że w ogóle każdy pies uczy się w indywidualnym tempie. I to jest zawsze taka piękna niespodzianka, że po czasie możesz w końcu powiedzieć: “mamy to!”. Nie oczekuj więc, że pewne aspekty waszej pracy dadzą efekt wow od razu. Zwłaszcza, że zawsze najbardziej intensywnie pracuje się nad tym, co dla nas i dla psa jest najtrudniejsze.

Odpuść sobie czasem. Nie jesteś robotem
Nie polecam trenować z psem, gdy ma się parszywy nastrój, gdy ma się negatywne nastawienie do czworołapa, siebie, pogody i w ogóle całego świata. Ale wiem. Jest jeden problem. Praca z psem to nie tylko zaplanowane treningi. To też codzienność i obowiązki. Wychodzenie na spacery, na których dużo się dzieje. Jeśli nie masz do pomocy innych osób, to nie możesz sobie tak po prostu nie wyjść z psem na spacer, gdy nie masz humoru. Wówczas pozostaje ci jedno: ograniczyć wymagania wobec waszej dwójki. Jeśli nie jesteś w stanie komunikować się z psem bez nerwów, to skróć spacer. Jeśli już nerwy ci puszczą i zrobisz coś niewłaściwego, okrzyczysz psa, szarpniesz smyczą, to pamiętaj, że nikt w tej kwestii nie jest święty, nawet jeśli wszyscy wiemy, że się nie powinno. Nie jesteś robotem. Nie jesteś ideałem. I jeśli nie tłuczesz swojego psa kablem każdego dnia, to nie rób z siebie porażki albo patologii. Odpowiedzialność za swojego psa wymaga, aby wziąć kilka głębokich wdechów i wydechów, przemyśleć, co poszło nie tak i spróbować nie dopuścić do porażki następnym razem. Tylko tyle i aż tyle.
Pracuj nad tym, aby coraz lepiej rozumieć motywacje swojego psa
W pracy z psem warto uruchomić coś oprócz książkowych metod: empatię. Łatwiej jest uniknąć kryzysów szkoleniowych, gdy rozumie się motywacje, możliwości i ograniczenia swojego zwierzaka. Dlatego ważna jest obserwacja i poznawanie swojego psa. Można to zgłębiać między innymi przez spacery dekompresyjne. Dzięki zrozumieniu, jaki jest naprawdę twój pupil, jesteś w stanie dać mu z siebie więcej i rwać mniej włosów z własnej głowy. Chodzi o to, abyś w gąszczu oczekiwań, jakie masz względem psa, znalazł/a drogę do poznania i zaakceptowania go. Dopiero wtedy uruchamiasz ogrom możliwości do polepszania jakości waszego wspólnego życia.
8 komentarzy
Aaach, dziękuję Ci bardzo za ten wpis! Już zaczynałam myśleć, że jestem nienormalna i nie daję sobie rady ;P Mam od miesiąca małego labradora i ach, na początku była euforia no bo super pieso itd. Wszystko łapał od razu, mądry i cwany jak nie wiem. No ale skończyła się sielanka i zaczęło mnie to wkurzać. No bo przecież mieliśmy te komendy wyćwiczone! Przecież wie że na kanapę się nie skacze, a smaczki tylko na podłodze dostaje! Przecież już wie, że kota gonić nie wolno! no i na litość boską, znowu nasikał na środku pokoju! Przecież mamy ogród i w każdej chwili może psiuro wyjść i się załatwić, nie mówię już o codziennych spacerach. Byłam zmęczona codziennym wypuszczaniem go o północy, potem o 5, 6 i pobudeczka o 7. Przez pierwszy tydzień praktycznie zero snu. No i w efekcie na niego krzyknęłam, odepchnęłam, szarpnęłam… Czułam się tragicznie. Serio, przed wzięciem psiura do domu przeczytałam chyba pół psiego internetu i nawet gdy blogerzy pisali o swoich błędac,h, to miałam wrażenie, że to porażki typu: “ojej, nie pochwaliłam pieska jak wykonał komendę” albo ” ojejku, powiedziałam coś do niego ostrym tonem, już po naszej relacji”… Na niektórych blogach zero opisów błędów, czy wpadek, przez co odnosiłam podświadomie wrażenie: no fajnie, oni to mają idealnego psa od szczeniaka, czemu mój tak nie…
Ostatnio miałam paskudny tydzień: galopującą deprecha, mnóstwo spraw i obowiązków, nad aktywny pies i brak motywacji i czasu do spacerów. Traktowałam psiura niedobrze, nie bawiłam się z nim praktycznie. Dopiero jak pewnego wieczoru go znowu odepchnęłam, a następnego dnia zwróciłam uwagę na to, że nie przybiega już tak wesoło, że nie kładzie się na nóżkach, że ochoty na zabawę nie ma, to się załamałam. Zawaliłam, owszem, a z każdym kolejnym zawaleniem robiłam z siebie we własnej głowie patusiarę jakich mało, motywacja do pracy z psem spadała i kółko się zamyka. Spróbowałam sobie spojrzeć na ten dzień z psiej perspektywy, napisałam taki psi pamiętnik, no i nie wypadło to najlepiej… Postanowiłam to robić regularnie, żeby mieć jakąś formę podsumowywania samej siebie i uczyć się na błędach. Chociaż z tym ostatnim to ciężko, bo jestem perfekcjonistką która krytykę strasznie ciężko przyjmuję więc walczę sama że sobą ;P Aby się zmotywować przeglądałam znowu psie internety, no i ponownie ujrzałam idealne pieski, błędy pozytywnych właścicieli były takie jak pisałam powyżej i znowu zaczęłam w siebie powątpiewać… Na szczęście trafiłam dzisiaj na ten wpis i uff, dało mi to jakoś po ludzku spojrzeć na siebie. Nie po to żeby się usprawiedliwiać, ale po to żeby samemu sobie wybaczyć własne błędy i iśc dalej 🙂
Przepraszam za takie przydługawe wylewanie żalów, ale zobaczyłam szokujący brak komentarzy na tej stronie, więc musiałam zareagować 🙂 Własnie zyskałaś nową czytelniczkę! Buziaki :*
Dziękujemy za odwiedziny i cieszymy się, że zostaniesz z nami na dłużej! <3 Och, ach, ten perfekcjonizm jest zawsze zgubny... Niestety, internetowy świat jest idealizowany i sama nieraz mam wrażenie, że ze swoim temperamentem choleryczki i długą listą grzechów wobec Farsy do niego nie pasuję. Ba, nieraz się linczowałam za to, że bezczelnie śmiem pouczać swoich czytelników, jak postępować z psem, gdy sama nie mam zwierzaka, który z a w s z e chodzi jak w zegarku i co tu dużo mówić, ma trochę nierówno pod kopułką i miną pewnie lata, zanim pozbędziemy się kilku głębokich lęków. 😉 Ale to wszystko to tylko szkodliwe głosy, trzeba z nimi walczyć, cały czas się rozwijać, żeby jak najlepiej rozumieć swoje czworonogi, a jednocześnie mieć tyle samo wyrozumiałości (która nie jest jednoznaczna z taryfą ulgową) dla siebie.
Świetny pomysł z psim pamiętnikiem! Chyba wypróbujemy. 😀
Dbając o psiaka, dbaj też o siebie, o swój komfort, odpoczynek od malucha i miej też zawsze chwilę wytchnienia dla siebie.
Pozdrawiamy!
Oj, z tym psim pamiętnikiem to świetny pomysł, my też wypróbuj emy.
Super, trzymam kciuki za Waszą pracę!
Też dziękuję za ten i inne teksty związane z nieidealnym opiekunem i nieidealnym psem. Czytam wszystko!
Czy można prosić o rozwinięcie tematu zaznaczonego w tym wpisie w zdaniu” “Dlatego ważna jest obserwacja i poznawanie swojego psa. Można to zgłębiać między innymi przez spacery dekompresyjne.” i nieco szerzej poruszonego w notce nt. spaceów dekopresyjnych? Czego dokładnie można dowiedzieć się o swoim psie na takich spacerach i jak z twj wiedzy poten skorzystać? Nasza psina kocha długie, swobodne wyprawy przez łąki i nad rzeką. Biega, tropi, wspina się k tarza, pływa i kopie dołki. Co jakiś czas do nas przybiega i mówi “hejka”. Albo my ją wołamy. Ale generalnie ma “time of her life”. Na co zwracać uwagę?
Bardzo dziękuję za dobre słowo. <3
Co do obserwacji psa podczas spacerów dekompresyjnych, chodzi o to, że w mieście, w warunkach przebodźcowania i ciągłych oczekiwań naszych wobec psa, nie jesteśmy do końca w stanie poznać jego naturalnych strategii i... charakteru. Przykładowo: jeśli pies musi minąć codziennie w parku kilkanaście psów i na każdego reaguje szczekaniem, to prym wiedzie kortyzol i przemęczona takimi wyzwaniami głowa. Tak samo, jak agresor wrzucony w stado psów na psim wybiegu. Może być potulny jak baranek, żeby nie dostać łomotu, ale bynajmniej, nie będzie to jego naturalne i zdrowe zachowanie, tylko próba przetrwania. Kiedy zaś idziemy z nim do lasu i musi minąć tylko jedną osobę, bez szumu aut, napiętej smyczy i mnóstwa psów wokół, widzimy jego strategię radzenia sobie z bodźcem taką, jaka jest. Nie skupiamy się na tym, żeby uważać na auta, podbiegaczy, itd. Obserwujemy wyłącznie swojego psa, widzimy jego mowę ciała i psie sprawy, które lubi najbardziej. Ponadto możemy dowiedzieć się cennych rzeczy takich, jak to, że np. nasz pies kocha tropić, biegać czy że umie się na nas skupić dziesięć razy bardziej niż w mieście i co mu w tym pomaga. Takie obserwacje pozwalają obrać kierunek treningów, bo wiemy, co działa w "zdrowych" warunkach i jak te warunki organizować. 🙂
Żadno szczenię nie jest czystą kartą do zapisania i w niektórych przypadkach żadne ilości socjalizacji nie pomogą tego zmienić. 😉 To nawet nie kwestia napisania bzdur czy niedopatrzenia hodowcy, a po prostu geny, z którymi ciężko wygrać i czasami lepiej dać psu w miarę możliwości spokój, mniej presji I jakiś domek pod lasem 😀 Środowisko miejskie to jest generalnie paskudne miejsce i dla psów, I dla ludzi – przebodzcowanie jakie nam gwarantuje jest niesamowite i nie dziwi mnie, że słabsze psychicznie psy nie dają sobie w nim rady. Ja dopiero po przeprowadzce na tereny niemalże wiejskie (z centrum sporego miasta) zauważyłam zmianę we własnym psie. Zluzowała, odpuściła. ❤️
Zgadzam się w stu procentach. Rzadko się pamięta o tym, że gena nie wyskrobiesz. 😉 My mamy szczęście mieszkać i tak w spokojnej dzielnicy Wrocławia, a i tak – uciekam w pola i lasy, kiedy tylko mogę, bo tak jak mówisz – wtedy jest szansa na luz i odpuszczenie. Także super, że udało Wam się przeprowadzić w takie miejsce!