W niektórych sytuacjach ludziom zawiesza się mózg. Pufff! Był i go nie ma. Na przykład, jak ktoś krzyknie w środku koncertu w dusznym klubie, że uciekajcie, tu jest bomba! Albo jak w Lidlu pojawia się jesienna promocja na torby Wittchen. Albo jak w naszym schronisku pojawia się mops.

Będę dzisiaj trochę podła. Zebrało się we mnie sporo złości i czasem po prostu brak mi usprawiedliwień dla próżności, zwyczajnej próżności osób przymierzających się do sprawienia sobie psa z takiego czy innego źródła.

Żeby było jasne, nie uważam za próżność kupna ani adopcji psa rasowego lub w typie rasy. W końcu dla rodziców mojej Werki sama wybrałam młodą labradorkę bez skrzywień psychicznych, czyli psa, którego chciał adoptować każdy. Jednak jeśli mam być szczera, miałam serdecznie w nosie, czy Sara ma coś wspólnego z labradorem. Szukałam bardzo konkretnych cech charakteru, które znalazłam akurat u tej suki. Co by było rodzinie Werki po pięknym rasowcu, z którego temperamentem i potrzebami nie daliby rady? Ale okej, wróćmy do tytułowego mopsa.

To jedyny pies, który “NIE MOŻE” zostać w schronisku!

Zaczęło się od posta, który pojawił się na fanpage’u naszego schroniska. Na zdjęciu mops, który błąkał się na obrzeżach Wrocławia. Plan był taki: opiekun tego plaskatego, modnego stworka (albo znajomy/a opiekuna) zobaczy zdjęcie na Facebooku, przyjedzie do schroniska i zgarnie swoją zgubę. Takie pieski to najczęściej dezerterzy i spędzają na Ślazowej kilka godzin, w porywach – dni. Ale – o, dziwo! – nie. Pies ciągle jest u nas. Nikt go, póki co, nie szuka.

Ludzie. Dostali. Bzika. Wspominałam już, dlaczego mopsy robią furorę. Te psy zostały stworzone po to, żeby zabawiać ludzi. W brachycefalicznych pyskach nie ma sensu innego niż cieszenie oczu człowieka, który chce mieć żywą maskotkę. Jakkolwiek okropnie to brzmi. No więc mops jest taaaki śmieeeszny, taaaki słodki, taaak uroczo chrapie, chrumka i ma taaakie oczy jak małe dzieckooo! I dobrze się prezentuje w muszce na Instagramie.

Ba! Okazało się, że mops cierpi w schronisku znacznie bardziej niż wszystkie inne psy (również te stare, chore i najbardziej zlęknione). Jakaś pani z rozgoryczeniem skomentowała nasz post: “Skontaktujcie się z jakąś fundacją!!! On nie może zostać w schronisku!!!”. Nieważne, że mops siedzi w ogrzewanym pomieszczeniu szczeniakarni, że ma opiekę weterynaryjną i że schronisko od wielu lat znajduje psiakom różnej maści domy. Ważne, że to mops i zasługuje na zajebiste warunki bardziej niż chociażby moja droga Ruda – przemiła suka, która siedzi w schronisku od ponad roku i coraz szybciej się starzeje. Tak swoją drogą Ruda i mopsik trafili na Fejsa schroniska mniej więcej w tych samych dniach. Ruda zdobyła 140 parę polubień, a mops – grubo ponad 300. Przykład może i nieco infantylny, niemniej pokazuje jak na dłoni, że to, co “rasowe” przykuwa znacznie większą uwagę.

Stary i ślepy nie jest już taki fajny

“Ile ma lat i kiedy do adopcji?” to pytanie, które pracownicy schroniska słyszą za każdym razem, gdy ktoś dostrzeże mopsa lub sobie o nim przypomni. I uwierzcie, kolejka chętnych do adopcji jest długa jak do internisty na NFZ przy pierwszych, jesiennych pluchach. Szybko jednak następuje rotacja potencjalnych miłośników mopsa. Wystarczy, że słyszą oni, że pies ma więcej niż dwa lata i jest niewidomy lub w znacznym stopniu niedowidzący. Toż mopsik – nie dość, że ma długą listę problemów właściwych jego rasie – zaraz po adopcji będzie wymagał leczenia. I za to leczenie trzeba będzie płacić jeszcze długo przed tym, zanim zacznie się zarabiać na jego plaskatej mordce w social mediach.

Ej, a w ogóle to zwróćcie uwagę, że w zacytowanym na początku akapitu pytaniu nie ma nawet półsłowa zainteresowania charakterem mopsa. Naprawdę mało kogo to obchodzi. Okej, mopsik jest miłym psem, ale zainteresowanie jego adopcją zapewne byłoby identyczne, gdyby był behawioralną katastrofą. Strasznie to przykre.

Z innych takich…

Mopsik to nie jedyny taki przypadek. Po pierwsze, pamiętam, że ludzie chcieli mnie zabić za to, że adoptowaliśmy Sarę. Dosłownie: chcieli mój adres, żeby sobie ze mną “porozmawiać”, żebym pod jakimś enigmatycznym naciskiem odstąpiła psa komuś innemu. W kwarantannie Sara miała rasową sąsiadkę – w boksie obok siedziała 9-miesięczna, długowłosa owczarka niemiecka. Ludzie w biurze adopcji non stop pytali o te dwa psy. Co tam, że rasy i temperamenty zupełnie inne i moim zdaniem niepasujące do jednego typu człowieka! Grunt, że ładne, młode i “rasowe”.

Z innych takich – kiedyś przyszła do schroniska młoda para, która zapytała w biurze o trzy psy: huskiego, beagla, yorka (albo shih tzu, coś w ten deseń). Pani z biura adopcji nie omieszkała wyrazić wątpliwości: “widzę, że mamy rozrzut… Tu wielki husky, tu mały york, to beagle z myśliwskim charakterem…”. Odpowiedź zainteresowanych? Bezcenna: “to nie ma znaczenia, chcemy jakiemuś pomóc”. Kumacie. To nie ma znaczenia. Dlatego zręcznie ominęli wszystkie psy o banalnej czy nierasowej urodzie.

Robaczki drogie, nie ma w tym nic złego, że podobają się wam rasowe psy, naprawdę! Ja też mam swoje typy, chcę mieć kiedyś australijczyka, a 10 lat temu jako nastolatka skłoniłam rodziców do kupienia “owczarka niemieckiego” z pseuduchy. Walczę ze sobą, żeby nie dzwonić do każdej osoby, która wrzuca jakiegoś psa do adopcji na owczarkowych grupach. I naprawdę nic w tym złego, że followujesz połowę profili corgich, jakie tylko istnieją na Instagramie. Tylko proszę, nie leć do schroniska, łamiąc kark, żeby tylko wyrwać jakiegokolwiek rasowego psa. Nie przyszpanujesz na dzielni “rasowcem”, jeśli nie będzie pasował do twoich preferencji, warunków i stylu życia. Trzeba mieć o poszczególnych rasach jakieś pojęcie – większe niż po przeczytaniu artykułu na Wiki albo Psy.pl. Apeluję niniejszym: ogarnijcie się i nie dostawajcie małpiego rozumu, jak tylko schronisko wstawia zdjęcie brachycefalicznego pieska.

4 komentarze

  1. avatar

    Mam wrażenie, że na psach w typie mocno żerują same schroniska. Nie mówię od razu, że Twoje i w ogóle hurr durr bzidkie fundacje, ale wszystkie podmioty adopcyjne sprawiają wrażenie oburzonych tym, że ktoś chce adoptować psa w typie. Mieliśmy taki incydent, że byliśmy zainteresowani adopcją psa. Na tamtym etapie nie mieliśmy określonych preferencji. No i była w schronie suczka nawet nie w typie czegokolwiek, ale biała i puchata. Żeby dostać ją, musielibyśmy się zapisać do kolejki, wypełnić ankietę, porozmawiać i przyjechać na bazylion spotkań adopcyjnych. Aha, okej. A jeśli chcemy jakiegoś kundelka? To możemy od razu, bez ankiety, tylko uiścić opłatę i sobie pójść z psem. W sensie, że w sprawie kundla nie warto nawet z nami pogadać, jak przypniemy go na łańcuch albo chcemy na prezent dla trzylatka to spoko, ale ładnego psa byłoby bardziej szkoda.
    I kto dokładnie ma tu podwójne standardy?
    Teraz OTOZ Warszawa leci po bandzie, bo mają do adopcji psy ze zlikwidowanej hodowli FCI i są W SZOKU że ludzie są zainteresowani, w związku z tym pisą bardzo kiepskie i podłe komentarze, jak to nikt nie kocha kundelków.

    1. avatar
      Milena says:

      Myślę, że w takich sytuacjach winne mogą być obie strony. My we Wrocku podchodzimy ostrożnie do tych osób, po których widać desperację, gdy tylko zobaczą w klatce rasowy pysk i chcą wypisywać umowę, nie pytając nawet o charakter zwierzęcia. Łatwo to zauważyć. Procedury adopcyjne zaostrzamy, kiedy w grę wchodzi pies wykazujący np. zachowania agresywne w stosunku do ludzi. Wtedy zależy nam na tym, żeby ktoś wyszedł przed adopcją na więcej niż jeden spacer przedadopcyjny i nawiązał z psem jakąkolwiek więź. To nierzadko dobra okazja do sprawdzenia, czy osobę zainteresowaną urzekł wyłącznie pysk belga albo amstaffa, czy też ta osoba ma świadomość i doświadczenie, jeśli chodzi o specyfikę takiej rasy. Trudno się dziwić organizacjom prozwierzęcym, że są sceptycznie nastawione do ludzi zainteresowanych adopcjami rasowców, kiedy dzieją się rzeczy, o jakich napisałam w poście… Wielu osobom z zerową wiedzą na temat ras zwyczajnie odbija. Z drugiej strony oczywiście uważam, że żadna skrajność nie jest dobra i schroniska czy fundacje nie powinny oceniać nikogo z góry. Z obu stron powinna wychodzić świadoma rozmowa.

  2. avatar
    Asia says:

    Jako dziecko miałam kundle, przeważnie przybłąkane, porzucone przez miastowych w drodze na wczasy. Przypadkowo weszliśmy w posiadanie rasowego owczarka niemieckiego, ale to było bardzo dawno temu, gdy ogłoszenia o sprzedaży psów rasowych znajdowało się w gazecie typu “Trybuna Ludu”. Suka którą mieliśmy dożyła w zdrowiu i bez problemów starości. Kiedyś psy były zdrowe.
    Ja będąc mamą i mieszkając w bloku uległam dziecku i kupiłam Mopsika. Hodowla sprawdzona, nie jakaś pseudo. Do wyboru miałam goldena albo mopsa (blok, trzecie piętro, a jak pies zachoruje to goldena nikt nie zniesie). Tak więc dwie wizyty w hodowli, najpierw obejrzałyśmy małe psiaczki po miesiącu druga wizyta z kasą i powrót ze szczeniaczkiem. Pies był zdrowy nawet latem wiele problemów nie było, zimna woda dla ochłody, mata chłodząca itp. W siódmym roku życia zaczęło się… problemy z kręgosłupem, stawami… zastrzyki najróżniejsze, nauczyłam się robić, zostałam pielęgniarką. Operacja – lekarz stanowczo odradził, 50% szans że przeżyje i 50 % że jak przeżyje to coś pomoże. Do tego od czasu do czasu atak padaczki. No i z tym ciepłym klimatem coraz gorzej, tak więc zastanawiam się nad założeniem klimatyzacji… dla psa.
    Nie oddałabym mojej mopsi nikomu, i tak od roku noszę na rękach po schodach w tę i z powrotem z 3 piętra. Tabletki na zmianę z zastrzykami… jedyna pociecha że pis raczej bólu nie czuje.. bo po prostu ma ograniczone czucie w tylnych łapkach. Ona pobiegnie w podskokach jak widzi “wilka” bo najzwyczajniej chce go dorwać… ale idąc po śniegu zostawia kółeczka, łapki ciągną się za nią jak chcą, nie kontroluje ich do końca.
    Pies najprawdopodobniej schorzeniem obciążony genetycznie. Ona ma niecałe 8 lat a jest już kaleką.

    Zmierzając do sedna. Nie kupię nigdy więcej psa rasowego, z cała pewnością nie kupię mopsa, buldożka, boksera, żadnego molosa. I apeluję, nie napędzajcie tych fabryk małych kalek. Odradzam wszystkim mijających mnie z okrzykiem “O MOPSIK!!!!” zakup psa tej rasy. A niestety moja na osiedlu była pierwsza i obawiam się że niestety przyczyniłam się lokalnego rozpowszechnienia tej razy w mojej okolicy.
    Dlaczego psy rasowe trafiają do schronisk? Bo jak zaczynają chorować to już nie są takie super i trzeba sporo wydać kasy żeby w formie utrzymać. Inna rzecz że ludzie są beznadziejni. Zabawka zaczyna przeszkadzać – wyrzucam. A pies się przyzwyczaja. Przecież jak ja wyjadę na 3 dni służbowo, pies nie je i nie pije z tęsknoty mimo że zostaje z domownikami.

    1. avatar
      Milena says:

      Bardzo mi przykro, że się z tym zmagacie. 🙁 I bardzo szanuję to, że kochasz i dbasz, ale jednocześnie widzisz problem związany z hodowlą rasy. Hodowla psów rasowych powinna dążyć do eliminacji jak największej liczby schorzeń i obciążeń, w przypadku ras brachycefalicznych jest to bardzo trudne. Trzymam kciuki, żeby mimo problemów psina żyła Wam jak najdłużej bez bólu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *