„Przepraszam, gdzie są małe pieski?” – pytają goście w schronisku. Kieruję ich do szczeniakarni i patrzę smutno na drugi koniec smyczy, którą trzymam w ręce. Stoi tam kilkunastoletni pies, który, pomimo urody i świetnego usposobienia, przez większość osób nie jest nawet zauważany. Widać po jego siwiźnie i sztywnych łapach, że nie może zaoferować swojemu potencjalnemu, nowemu człowiekowi zbyt wiele. I choć 3 lata wolontariatu nauczyły mnie nie płakać z powodu każdego pyszczka za kratami, to w takim momencie naprawdę pęka mi serce.
