Myślę, że to jeden z najważniejszych tekstów tutaj. Żałuję, że nie miałam wiedzy o podbiegaczach, którą mam dzisiaj i że płacę dziś za to wysoką cenę. Mam nadzieję, że pomogę tego samego uniknąć choć jednej osobie. Jakie psy to podbiegacze i jak sobie z nimi radzić?

Pies podbiegacz – czyli jaki?

Podbiegacze to psy, które łatwo rozpoznasz w każdym parku. Przemierzają teren bez smyczy i bez kontroli. Przy dobrych wiatrach ich opiekunowie znajdują się w zasięgu wzroku, ale to niczego nie zmienia… Podbiegacz ma tu i ówdzie swoich ludzi. Pędzi przez alejki i polany, aż w końcu namierza twojego psa, który znajduje się na smyczy lub bez niej, ale tuż obok ciebie. Wtedy pędzi prosto na was. Nie po łuku, lecz na wprost. Bez żadnego taktu, ignorując sygnały wysyłane przez twojego psa, od razu nurkuje nosem głęboko w jego zadzie. Naparza go przednimi łapami w niezbyt grzecznym i wywarzonym zaproszeniu do… zabawy? O tym za chwilę. Niezależnie od intencji podbiegacze stanowią lub zaczną stanowić dla was spory problem. Zwłaszcza jeśli, tak jak ja, masz psa lękowego czy reaktywnego, który po takiej niewinnej interakcji przez długi czas dochodzi do siebie, a wasze postępy treningowe burzą się jak domek z kart.

Słów kilka o “on się chciał tylko przywitać”

Jeśli poprosisz opiekuna_kę podbiegacza o odwołanie go, to możesz usłyszeć kilka odpowiedzi (o nich za chwilę). Jednak absolutnym klasykiem, numerem jeden, odpowiedzią, którą usłyszysz w 75% sytuacji, jest: “on chciał się tylko przywitać”. Ech, od czego by tu zacząć…

Czy psy rzeczywiście chcą się ze sobą witać?

Przeciętny psiarz sądzi, że jego pies CHCE się witać ze wszystkimi innymi. Nie myśli jednak, że może po prostu czworołap MUSI to robić, bo nie ma wyboru. Wytłumaczę to na przykładzie Farsy. Jeszcze nie tak dawno temu potrafiła wybiegać w stronę obcego psa, szczekając przy tym odstraszająco. Zonk numer jeden: “po co do niego biegniesz, skoro się go boisz?”. Zonk numer dwa: “dlaczego sama doprowadzasz do interakcji, a kiedy ta następuje, kładziesz się i wijesz ulegle w niemałym stresie?”. Olśniło mnie po czasie, że to po prostu rozpaczliwe próby przejęcia kontroli nad sytuacją beznadziejną.

Czy chcę przez to powiedzieć, że wszystkie psy “witają się” ze sobą w strachu? Oczywiście, że nie. Tyle tu możliwych emocji, ile psów. Niektóre podbiegają z tych powodów, z których robiła to Farsa. Inne zostały w toku niewłaściwej socjalizacji nauczone, że każdy napotkany pies oznacza zabawę, czyli ekscytację. Biegną do wszystkich pobratymców w parku, bo nikt im nie pokazał, że część zwierząt można po prostu minąć, bez wysokich emocji. Często w tych interakcjach spotkać można mieszaninę strachu, ekscytacji i demonstracji.

Oko niewprawione w trafnym ocenianiu psiej mowy ciała uznać może, że wszystko jest okej. Psy przecież biegną do siebie, bo “chcą”. Merdają ogonami (tyle że merdanie ogonem to nie zawsze przejaw radości). Wykonują ukłony w swoim kierunku (które również nie zawsze oznaczają zaproszenie do zabawy). No i biegają (co tam, że jeden z nich jest ofiarą uciekającą w przerażeniu z podkulonym ogonem)…

Nienaturalne strategie mijania

Problemy w międzypsich relacjach to istna plaga. O ile opiekunowie_ki podbiegaczy żyją jak dzieci we mgle, nie zdając sobie z tego wszystkiego sprawy, bo ich pies “chciał się tylko przywitać”, to obok nich spacerują osoby z poważnymi troskami. Mówię oczywiście o reaktywności smyczowej, szczekaniu na inne psy, rzucaniu się na nie, itd. Te problemy nie są tak niewinne. Kojarzą się z agresją, niepanowaniem nad emocjami. To nie opiekunowie_ki podbiegaczy idą po pomoc do behawiorystów, tylko my – opiekunowie_ki ofiar podbiegaczy.

Dlaczego te problemy mają aż taką skalę i lwia część miejskich psów nie umie bezkolizyjnie mijać się z innymi? Dla czworołapów naturalne jest przede wszystkim mijanie się łukiem. To sygnał wskazujący na to, że zbliżające się do siebie zwierzęta nie mają wobec siebie złych zamiarów. Często towarzyszy temu węszenie, które nazywa się sygnałem uspokajającym.

Łuk działa, jeżeli faktycznie jest łukiem. Miejskie psy mijają się zazwyczaj na wąskich chodnikach i parkowych alejkach. Nie ma wtedy mowy o wykorzystaniu tej strategii, bo zwyczajnie brak na to miejsca. Pamiętam, jak mieszkałam u rodziców i wychodziłam na spacery z naszym owczarkiem, Atosem. Spacerując po wiejskich, rozległych terenach, nieraz spotykaliśmy bezdomne psiaki koczujące między wsią a lasem. Albo po prostu randkowiczów, wywabianych z podwórek zapachem cieczki. Przysięgam, że przez 5 lat ANI RAZU nie podbiegł do nas żaden z tych psów… Obiegały nas w odległości kilkuset metrów. Kiedy nas wypatrywały na horyzoncie, czasem tylko poszczekały, ale finalnie nurkowały nosami w trawie i szły w swoją stronę. To nie jest więc nadzwyczajna umiejętność, lecz genetycznie wdrukowana strategia unikania kłopotów.

Decyzyjność miejskiego psa w kwestii mijania kończy się tam, gdzie długość smyczy. Zamiast nauki unikania niechcianych interakcji nasze psiaki od szczeniaka uczą się, że MUSZĄ nawiązywać kontakt z każdym psem. Że uciec nie ma dokąd, a podbiegacze w końcu wyzwalają w nich mało pożądane przez nas i mało zdrowe dla ich głów systemy obronne. Szczekanie, rzucanie się, “witanie się” z każdym psem… To jedyne, co im zostaje, kiedy nie mogą postąpić w naturalny dla siebie sposób.

Smycz jako miecz obosieczny

Smycz to wspaniałe narzędzie. Pewna świadomość pozwala rozumieć, że jej jedynym ani głównym celem nie jest odbieranie psu wolności. Smycz może być wspaniałą pomocą treningową oraz kanałem komunikacji między psem a człowiekiem. To wszystko brzmi dobrze z naszej perspektywy, ale… każdy kij ma dwa końce. Gdy zaczepia was podbiegacz, a twój pies jest na smyczy, jego repertuar strategii dramatycznie maleje. Prawdopodobnie odruchowo jeszcze owiniesz taśmę na ręce, aby mieć poczucie większej kontroli.

Niestety dla psa to tak nie wygląda. Po pierwsze, będąc na smyczy, nie może on na widok zbliżającego się podbiegacza zainicjować wspomnianego łuku. Klasycznym rytuałem psów wchodzących w interakcję jest też chodzenie w kółko. Na smyczy jest niemal niemożliwe. Szybko kończy się zaplątaniem linki w ludzkie i psie nogi. Po drugie, jeśli próbujemy psa odciągnąć od podbiegacza i naciągamy smycz jak strunę, buduje to w zwierzęciu niesprzyjające sytuacji napięcie w ciele i poczucie, że dzieje się coś niedobrego. Z tych powodów z dwojga złego zawsze wolę sytuacje, w których podbiega do nas pies, kiedy Łaciata jest puszczona luzem. Umie być wyrazista w wysyłanych sygnałach, a w ostateczności użyć swoich niekończących się łap do wykiwania natręta, więc ma wtedy jakiekolwiek szanse wyjść z nieplanowanej interakcji bez szwanku.

Podbiegacze – czy można sobie z nimi jakoś poradzić?

Jest dobra i zła wiadomość: świadomość na temat tego wszystkiego na szczęście rośnie, a na nieszczęście – bardzo powoli. Czy to oznacza, że pies w mieście jest przez opiekunów_ki podbiegaczy skazany na kiepskie relacje z innymi psami? Na szczęście nie. Nie jesteśmy bezradni i warto wiedzieć, jak sobie radzić z podbiegaczami.

1. Zejdź podbiegaczowi z drogi

Dla mnie naturalne jak oddychanie jest schodzenie z drogi, na której zbliża się do mnie i do Farsy inny pies. Nie idę “na czołówę” do samego końca, licząc na to, że pieski się ze sobą miło przywitają albo się zignorują. Łuk jest święty, łuk musi być, łuk jest wszystkim. Ale w przypadku podbiegacza, który nie został nauczony bycia “kulturalnym”, to za mało. Dlatego gdy widzę po drugiej stronie polany w parku, że jakiś pies pędzi bez smyczy z beztroską jednorożca skaczącego po tęczy, to spadam stamtąd. Od razu. Znikam w alejce za drzewami, żeby zwiększyć szanse na to, że psy się nie zauważą.

Nawet kiedy Farsa swoim donośnym hauhauem czy subtelnym łufnięciem i pufnięciem daje mi znać, że widzi psa, który jej się nie spodobał albo podbiegacz zdążył nas namierzyć, to nadal próbuję odejść. Staram się robić to z odwróceniem uwagi Farsy smaczkami i płynnym pociąganiem smyczy, jeśli istnieje taka konieczność. Zdarza mi się, że w takiej sytuacji podbiegacze w połowie drogi stwierdzają, że skoro nie chcemy mieć z nimi nic wspólnego, to bez sensu lecieć, i zawracają.

To samo odnosi się do opiekunów_ek psów, które na widok podbiegacza przylegają brzuchem do ziemi. To nie jest zaproszenie do zabawy, lecz oznaka stresu. Zabierz psa z tej sytuacji. Chwyć go za szelki i płynnym ruchem postaraj się go pociągnąć i zachęcić do wstania i ruszenia w drugą stronę. Gdy zacznie iść i nawiąże z tobą kontakt, zachęć go dodatkowo smaczkami / zabawką. Wczesna reakcja z twojej strony zwiększa szanse na to, że unikniesz spotkania z natarczywym i niekontrolowanym psem.

2. Poproś opiekuna_kę psa o jego odwołanie

Ja wiem, ja wiem. Lwia część czytających opluła sobie teraz monitory, parskając. Jeśli człowiek podbiegacza w ogóle jest gdzieś widoczny, to możesz spróbować krzyknąć do niego, aby zawołał swojego psa. Ta metoda pomoże w jednym na pięćdziesiąt przypadków. W pozostałych usłyszysz:

  • “On chce się tylko przywitać.”
  • “Mój nic nie zrobi.”
  • “On mnie teraz nie posłucha, bo chce się bawić.”
  • “FafikFafikFafik, chodź tu, FafikFafikFafik!”
  • “To jest park – jak się nie podoba, to proszę siedzieć w domu.”
  • “Pani się nie zna na psach, psy się muszą socjalizować.”
  • ciszę wskazującą na to, że człowiek wie, że sytuacja jest niefajna i że nie kontroluje swojego psa, ale ma za mało klasy, żeby przeprosić.

Oczywiście każda z tych odpowiedzi jest zwyczajnie kiepska i świadczy o tym, że trafił ci się osobnik z rodzaju tych dzieci we mgle, które “mają psa” i z nikim i niczym wokół siebie się nie liczą. Czy jest sens z nimi dyskutować? Cóż, sama to czasem robię w emocjach i zawsze żałuję. Wracam z zepsutego spaceru z opadniętymi witkami i dogorywającą wiarą w mój gatunek. Jest za to kilka innych rozwiązań, którymi możesz spróbować pozbyć się psa podbiegacza:

  • Powiedz, że twój pies ma świerzb albo kaszel kennelowy i że zarazi podbiegacza.
  • Powiedz, że twój pies jest agresywny.
  • Wystrasz opiekuna_kę podbiegacza, że masz gaz pieprzowy i że go użyjesz (ja specjalnie w tym celu zamierzam się w gaz zaopatrzyć – oczywiście nie dla atakowania każdego podbiegacza, lecz jako straszak na wyjątkowo opornych ludzi).

3. Schowaj psa za sobą

Ta metoda całkowicie zmieniła moje spacery z Farsą, więc poświęcę jej nieco więcej uwagi. Najgorsze, co można zrobić na widok zbliżającego się podbiegacza, to pozwolić, aby nasz pies został ze swoim strachem sam. Kiedy próby odejścia i prośby o odwołanie zaczepnisia nie działają, większości z nas wydaje się, że już przepadło, że do interakcji musi już dojść. Jest jednak jeszcze jedno cenne narzędzie.

Możesz schować swojego psa za siebie i stanąć frontem do podbiegacza. Co to daje? Przede wszystkim jest to zaskakujący, ale niezwykle czytelny komunikat dla wielu podbiegaczy: “nie chcemy cię tu”. Już mnóstwo razy, stosując tę metodę, widziałam konsternację w oczach psów hamujących na mój widok. Te z nich, które mają wykształconą względną inteligencję w czytaniu sygnałów oraz instynkt samozachowawczy, po prostu odpuszczają i jest to w moich doświadczeniach około 60% podbiegaczy, a to znacznie więcej niż tych, które wrócą do wołającego je człowieka.

Jak zasłonić psa przed podbiegaczem, aby to “pykło”?

  • Stań przed swoim psem możliwie najwcześniej – w ten sposób dasz podbiegaczowi więcej czasu na ocenę sytuacji i podjęcie decyzji.
  • Stań prosto i przyjmij pewną postawę, aby podbiegacz nie miał wątpliwości co do tego, co mu komunikujesz.
  • Gdy podbiegacz będzie próbował dostać się do twojego psa, omijając cię bokiem – bądź jego lustrzanym odbiciem, kręć się razem z nim tak, żeby cały czas być do niego frontem.
  • Postaraj się w miarę możliwości nie napinać smyczy (to może wzmocnić napięcie u twojego psa), nie wybiegać naprzód i nie krzyczeć na podbiegacza, aby twój pies nie odebrał tego jako znak, że ruszacie razem do ataku.
  • Jeśli masz na tyle pewności, patrz na podbiegacza i dodatkowo wystaw nogę w jego kierunku (jeśli jednak masz wątpliwości – odpuść ten punkt).

Początkowe trudności

Na początku ta metoda nie będzie działać tak, jak sobie to wyobrażasz. Prawdopodobnie twój pies będzie szczekać, wyrywać się przed ciebie i skutecznie utrudniać ci zadanie. To normalne. Nie będzie mieć do ciebie od razu zaufania, że go wesprzesz, jeśli nie mógł na ciebie w tej kwestii liczyć do tej pory. Jednak ważne jest konsekwentne praktykowanie tej taktyki. Pies po czasie zrozumie, że warto stanąć za tobą i nie przeszkadzać w pomaganiu. Ba! Farsa ostatnio nawet po raz pierwszy sama poprosiła mnie o taką pomoc. Schowała się za mnie, gdy miała dość zabawy z psim doczepkiem. Było to dla mnie bardzo miłe doświadczenie, pokazujące, że zaczynamy sobie w tej kwestii ufać. Wierzę, że takie prośby ze strony Łaciatej będą się pojawiać coraz częściej.

Mój pies jest podbiegaczem – co robić?

Stoisz po drugiej stronie barykady i to twój pies jest podbiegaczem? Cóż, spacerowy savoir-vivre wobec innych psiarzy wymaga, abyś uniemożliwił_a pupilowi bieganie gdziepopadnie. Zanim rozwiążecie ten problem, używaj smyczy treningowej. Jeśli uważnie przeczytałeś_aś pierwszą część tekstu, wiesz już, że “witanie się” przez twojego pupila z każdym napotkanym psem nie jest zdrowe. Wynika z niewłaściwej socjalizacji i/lub z tego, że nie nauczyłeś_aś psiaka mijać bez ekscytacji większości napotkanych psów. Trenerzy i behawioryści nie bez powodu uczulają na to, że szczenię powinno wchodzić w interakcję najwyżej z jednym na pięć czy jednym na dziesięć psów. Liczby nie są tu tak istotne, jak to, że kompetentny społecznie psiak został przez człowieka nauczony, że większość mijanych pobratymców to tylko tło. Trafnie i prosto tłumaczy to Joanna Korbal: KLIK. Jeśli już wiesz, że nawaliłeś_aś w tej kwestii (albo nawalił poprzedni opiekun), to oprócz zapięcia swojego podbiegacza na smycz możesz spróbować spacerów równoległych.

Równocześnie z ćwiczeniem przywołania ćwicz z wykorzystaniem smyczy treningowej rezygnację (o której również pewnego dnia skroję osobny tekst). Potrzeba czasu, aby zmienić model zachowania, jakim jest podbieganie. Zwłaszcza, jeśli pozwalałeś_aś na to psu przez lata… Dlaczego jednak to takie ważne?

  • To kwestia kultury – twój pies podbiegacz rujnuje czyjś trening, spacer, pracę, postępy. To tak, jakbyś ty podbiegał_a w parku do obcych osób i je znienacka popychał_a dla własnej zabawy. Gdybyś to ty był_a osobą zaczepianą, to cóż, też by ci w końcu odbiło.
  • Nawet jeśli twój pies “nic nie zrobi”, to nie wiesz, czy psiak, którego zaczepia, w strachu nie zareaguje agresją lękową, a twój pupil nie zostanie pogryziony i nabawi się traumy.
  • Psiak, którego zaczepia twój podbiegacz, może nie być zdrowy i zarazić twojego chorobą zakaźną.
  • Opiekun_ka zaczepianego psiaka może w złości uderzyć czy kopnąć twojego psa, użyć gazu pieprzowego lub zadzwonić na straż miejską czy policję ze zgłoszeniem, że twój pies puszczony samopas stwarza zagrożenie.

Wyobraź sobie najdokładniej jak umiesz te wszystkie sytuacje i zastanów się, czy warto ryzykować.

Jak mądrze socjalizować ze sobą psy?

Wszystko, o czym dziś napisałam, bynajmniej nie oznacza, że od tej chwili twój pies ma nie mieć żadnych bezpośrednich kontaktów z pobratymcami. Powinien je mieć, jednak dokładnie na tej samej zasadzie co ty z innymi ludźmi. Nie spędzasz przecież czasu i nie uzewnętrzniasz się przed byle kim. Inicjujesz spotkania i rozmowy z ludźmi, których lubisz i którym ufasz. Dokładnie takich samych interakcji potrzebują psiaki. Farsa ma swoje grono psich znajomych, z którymi spaceruje zarówno na smyczach, jak i bez nich. Zna te psiaki i wie, czego się po nich spodziewać. Czerpie od nich nowe umiejętności i dużo wsparcia, więc bardzo lubimy się z nimi spotykać.

Nie oznacza to oczywiście, że nie pozwalam Farsie poznawać nowych psów. Robię to, ale w kontrolowany sposób. Umawiam się czasem na spacery równoległe, aby Farsa miała okazję obyć się z obecnością i zachowaniami nowego kolegi czy koleżanki. Co jest jeszcze ważne?

  • Nie odciągaj psa na smyczy, gdy jest w trakcie interakcji z pobratymcem, w której nie dzieje się nic niepokojącego – poskutkuje to wejściem na wysokie emocje.
  • Wybieraj dla swojego psiaka czworonożnych znajomych, którzy mają odpowiedni dla niego styl bycia i zabawy.
  • Nie dopuszczaj do tego, aby zabawa w “berka” zamieniła się w pogoń tylko jednego psa za drugim.
  • Obserwuj uważnie zabawę i bądź wnikliwy_a w odczytywaniu mowy ciała obu zwierzaków.
  • Unikaj psich spędów, jak wieloosobnikowe spotkania na polanach, zjazdy miłośników ras czy pełnych psich parków – w takich okolicznościach trudno o jakąkolwiek kontrolę.
  • Kiedy coś zacznie iść nie tak – zwróć na siebie uwagę swojego psa i spokojnie odejdź.

Jeśli masz swoje przemyślenia i strategie związane z tym, jak radzić sobie z psami podbiegaczami, daj znać w komentarzu.

Jeśli uważasz, że ten tekst może pomóc innym opiekun(k)om – przekaż go dalej!

31 komentarzy

  1. avatar
    Marta says:

    Co jeśli mam dwa psy (oba zawsze na smyczy), niestety reaktywny pudel średni Olaf i suczka pitbulla Adela, która jest bardzo dobrze socjalizowana.
    Zawsze gdy jakiś pies podbiega pudel znaczyła szczekać a Adela broni zasłaniając go, ale nie jest agresywna, a ciekawska.
    Psy zawsze wtedy reagują pokazując zęby, warcząc i szczękając na Adelę.
    Jak radzić sobie z takimi psami?

    1. avatar
      Milena says:

      Myślę, że w takiej sytuacji warto w miarę możliwości wychodzić z psiakami w zapsione miejsca osobno (dopóki problem nie zmaleje bądź się nie rozwiąże). Niestety skoro Olaf szczeka, a Adela faktycznie czuje konieczność chronienia go, to żaden z psiaków nie czuje się w tych interakcjach z podbiegaczami bezpiecznie (a szczekanie jednego psa nakręca drugiego do działania). To Ty musisz przejąć inicjatywę i pokazać obu psiakom, że mogą na Ciebie liczyć, ale trudno będzie Ci to zrobić, kiedy musisz operować w całym kociołku dwiema smyczami. Warto pomyśleć, co mogłoby pomóc pudlowi w podwyższeniu progu reakcji (treningi mijania, rezygnacji, spacery równoległe, itd.). Pozdrawiamy!

  2. avatar

    Wiemy coś o tym wszystkim. Nasz malamut nie lubi, jak ktoś na niego szczeka. Jak widzimy podbiegaczy to smycz przejmuję ja:) 120 kg homo sapiens :] Togo jest jeszcze młody więc i nieco porywczy. Konsekwencja i czytanie zachowania psów daję radę. Chodzi o to, żeby czytać i jednego i drugiego. Jeżeli będzie tylko buzi buzi to zezwalamy. Jeżeli drugi jest agresywny, to wtedy podejmujemy stanowcze działania. Pies zasłonięty w miarę możliwości lub do samochodu. Nie ma co Panikować. Raczej martwimy się zawsze o tego drugiego:) Togo jest zazwyczaj większy:P

    Pozdrawiam

    1. avatar
      Milena says:

      Zawsze to pół biedy jak psiak chociaż robi jakieś wrażenie / ma się czym bronić. 😀 Moje 12 kg niepewności niestety nie budzi respektu ani w ludziach, ani w psach. Ale grunt to znaleźć i wyśrodkować to, co działa na konkretnego psa. Pozdrawiamy!

  3. avatar
    Anna says:

    Masz rację, to jest jeden z najważniejszych tekstów i też żałuję, że nie wiedziałam wielu z tych rzeczy wcześniej.
    Niestety pokutuje przekonanie, że psy ciągną jak szalone do innego psa bo się CHCĄ przywitać i z tym przekonaniem spotykam się nie tylko u właścicieli, ale również na blogach teoretycznych “znawców” psów, którzy piszą o tym jak to uniemożliwiając psu witanie się na smyczy z każdym Burkiem znęcasz się nad psem i zabijasz w nim radość życia (serio, serio).
    Też przez pierwszych kilka tygodni po adopcji byłam podbiegaczem, niestety mało wiedziałam o psach i święcie wierzyłam, że w ten sposób psa socjalizuję i jestem dobrym opiekunem, nie takim jak ci okropni ludzie, którzy trzymają swoje psy z daleka i jeszcze zwracają mi uwagę, że czemu pozwalam psu do nich podbiegać.
    Zaczęłam szukać i czytać kiedy zauważyłam, że bardzo często psy tych innych, okropnych ludzi, którzy zwrócili mi uwagę, nawet bez smyczy, chodzą sobie spokojnie zataczając ósemki wokół swojego opiekuna zamiast wyrywać z dzikim pędem na wszystko co się rusza.
    Ostatecznie przekonało mnie gdy sama przejęłam kontrolę nad tym kto ma dostęp do mojego psa (zasłanianie, odwrócenie uwagi i odejście) i okazało się dokładnie tak jak piszesz, że pies odetchnął z ulgą, przestał szarpać a nawet czasem już zaczyna szukać u mnie ochrony zamiast próbować sobie zawsze poradzić po swojemu.
    Warto zwracać ludziom uwagę, nawet jeśli jedna na 20 osób załapie to to już jest o jednego podbiegacza mniej.

    1. avatar
      Milena says:

      Ach, Farsa również była psem podbiegającym jako młodziak. Nam uwagę zwrócił trener. Od tamtej pory Farsa chodziła po parku wyłącznie na 10-metrowej lince, dopóki nasze przywołanie nie osiągnęło odpowiedniego poziomu. Także człowiek może wszystko zrozumieć i wszystkiego się nauczyć, o ile potrafi wykazać minimum empatii i otwartości. Cieszę się, że te techniki u Was pomogły. W 100% zgadzam się z ostatnim zdaniem, tylko życzyłabym sobie i wszystkim świadomym psiarzom i psiarom nadludzkiej cierpliwości i braku przedwczesnej siwizny. 😀

  4. avatar
    Glorryy says:

    Ostatnio miałam 3 sytuacje pod rząd w ciągu 2 dni kiedy pies był na smyczy (!) i poprosiłam właściciela żeby zabrał swojego psa i nie dopuszczał do mojego bo mój się boi (ewidentnie położył się, skulił uszy). Raz usłyszałam, że ,,jego pies też się boi” i nadal popuszczał flexi smycz. Za drugim razem Pani udała, że w ogóle nie słyszy mojej prośby i mówiła do swojego psa ,,Mini, przywitaj się grzecznie, no przywitaj się z pieskiem ładnie”. Za trzecim razem Pan odpowiedział na moją prośbę o zabranie psa i argument, że mój się boi, że ,,wcale się nie boi i pieski muszą się poznać” (swoją drogą- kto ustalał te zasady?) a kiedy zaargumentowałam, że chyba znam swojego psa to usłyszałam ,,że nie znam ale jeszcze poznam”. Mam wrażenie, że na każdy spacer idę pełna lęku co tym razem się wydarzy… Ludzie nie liczą się z innymi

    1. avatar
      Milena says:

      Brr, najgorsze typy domorosłych januszów behawioryzmu! Znamy to niestety aż za dobrze. Dużo cierpliwości i jak najmniej takich ludzi!

  5. avatar
    Julia says:

    Świetny tekst, mam nadzieję że świadomość ludzi w tym temacie będzie rosła, bo jest, lekko mówiąc, dramat… Mieszkam na przedmieściach, więc psy na smyczy to rzadkość, bo albo większość jest w ogrodach i tylko od czasu do czasu wychodzi na spacer (więc nie mamy z kim ćwiczyć mijania 🙁 ) albo biegają luzem i nikt się nimi nie interesuje. Ja niestety też zaniedbałam Piesa w tym temacie przez zimę (nie spotykał za bardzo innych psów) no i teraz mam za swoje, bo jak widzi kolegę/koleżankę, nieważne czy 5,10 czy 100 (poważnie) m od siebie, to napina smycz, siebie i moje nerwy, w skrajnych przypadkach nawet skacze i rzuca się… W ogóle przez zimę trochę sobie odpuściliśmy i kanapowaliśmy i teraz widać efekty bo straciliśmy większość porozumienia 🙁 na szczęście ruszyliśmy z powrotem z treningami, ale przełomem okazało się dla nas agility. Rocky jak labrador z krwi i kości, uwielbia bieganie, skakanie i jedzenie, a agility łączy w sobie te wszystkie właściwości. Zauważyłam że odkąd zaczęliśmy przygodę z Agi, to jest dużo bardziej skupiony na mnie i nie rozprasza się tak jak wcześniej.
    I, jak zwykle, miałam napisać krótki komentarz, a skończyło się na Storytime 😀 potraktuj to jako formę odwdzięczenia się, żebyś Ty też miała co poczytac 😉

    1. avatar
      Milena says:

      Dziękuję za komentarz i zdecydowanie lubię czytać od Was dłuższe wypowiedzi. <3
      Co do Waszego problemu, warto zrobić w takiej sytuacji krok wstecz i pracować nad mijaniem psów na większych odległościach, poniżej progu reakcji. Polecam też umówić się z kimś nawet w mieście na przemyślane spacery równoległe. No i sporty ekstra - bardzo dobrze robią głowie. 🙂 Pozdrawiamy!

  6. avatar
    Kinga says:

    Swietny tekst, moja Cleo jest typem podbiegacza a raczej …podchodzacza 😅 jak zauwazy innego psa powoli kieruje sie w jego kierunku bacznie obserwujac reakcje. Jesli pies chce sie bawic to ona zaczyna biec, jesli zas pies nie reaguje to ona podchodzi zeby sie powachac i poszukac smakolykow w kieszeniach wlascicieli. Oczywiscie nie podoba mi sie to zachowanie i staram sie kontrolowac do kogo podchodzi i uprzedzam ludzi zeby nie czestowali jej smakolykami. Problem polega na tym ze Cleo zachowuje sie jak rozpuszczone dziecko. Jesli jej nie pozwalam podejsc do innego psa/czlowieka ona kladzie sie na ziemi (50 kg psa) i nie reaguje na zadne zachety. Ani smakolyki ani zabawki nie odwracaja jej uwagi. Sytuacja jest krepujaca. Duza czesc spaceru spedzamy stojac w miejscu i czekajac az inny pies zajdzie z pola widzenia… jak odwrocic jej uwage ? Oraz czemu ona odczuwa tak silna potrzebe podejscia do kazdego psa/ czlowieka ? Nie wyglada na zestresowana, podchodzi spokojnym wyluzowanym krokiem, nigdy nie okazala nawet odrobiny agresji, nawet jesli zostaje zaatakowana. Jesli chodzi o ludzi to po prostu podchodzi I siada czekajac na pieszczoty.. czasem juz mam dosc tych rozmow z przypadkowymi ludzmi na spacerze. 😕

    1. avatar
      Milena says:

      Dzięki za odwiedziny! Przede wszystkim, dopóki Cleo nie jest nauczona odwołania od psów, powinna być na smyczy lub lince, abyś mogła uniemożliwić jej podbieganie (chyba, że jest, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałam). Przede wszystkim w miarę możliwości musisz mijać ludzi z psami jak największym łukiem w jak największej odległości. Takiej odległości, na której będziesz w stanie złapać z Cleo jakikolwiek kontakt. W odległości, w której jest już podekscytowana możliwością spotkania z psem, nic nie zrobisz. Kluczowa jest praca nad skupianiem uwagi i motywacją na jedzenie bez rozproszeń. Rozproszenia dodajemy stopniowo, czyli jak już macie to opanowane na perfekt w domu, a potem w ogrodzie / przed blokiem, ruszacie dalej i próbujecie w spotkaniach z psami W DUŻEJ ODLEGŁOŚCI. Kiedy pies się kładzie, zaleca się często zabranie go z tej sytuacji, np. płynnym, delikatnym pociągnięciem za szelki + zachęcą słowną / swoją mową ciała. Jeśli jednak przy takim gabarycie psa jest to trudne, skup się na tej zachęcie, ale żeby to zagrało w parze ze smaczkami / zabawką, musicie popracować nad motywacją i skupieniem z naprawdę dużych odległosci i od podstaw. Psy, które za wszelką cenę muszą podejść do każdego pobratymca, po prostu nigdy nie zostały nauczone, jak mijać i ignorować inne zwierzęta i że większość z nich może być tłem, a nie celem spaceru. Da się to nadrobić, ale trzeba włożyć w to więcej pracy, kiedy pies nauczył się czegoś zupełnie odwrotnego. Jak już uda Wam się popracować nad motywacją i skupieniem, pomocne mogą być też spacery równoległe:
      http://howtohau.pl/spacer-rownolegly/
      Powodzenia!

  7. avatar
    K. says:

    Czemu ja dopiero teraz trafiłam na Twojego bloga? Dojście do tego, ze mój pies jest lękliwy zajęło mi masę czasu, bo przecież z kilometra atakował. Pierwszym game changerem było obchodzenie psów łukiem i dotarcie do punktu „mój pies wcale nie musi podchodzić, a właściwie to on chyba sie boi”. Fakt, sa psy z którymi sie powącha i odchodzi, ale przy znacznej większości po chwili wachania konczy sie warknięciem, kłapnieciem czy nawet uderzenie zębami w drugiego psa. Do dzis myslalam, ze na podbiegaczy, czy jesli nie uda mi sie wyminąć łukiem czy zejść na bok, to najlepiej jednak sie zatrzymać i na luźnej smyczy pozwolić sie „przywitać”. Moze anuz bedzie tym razem dobrze? Dzis chapnal młodego podbiegacza owczarka colie wyrywając mu kilka włosów z jego pięknej grzywy. Pani oczywiscie zareagowała dopiero w momencie jak Jej pies juz był prawie przy nas. Najbardziej w tym wszystkim frustruje mnie to, ze mój pies to maltańczyk i co rusz slysze teksty „o taki ładny i mały a taki agresywny” i ten wiecznie zniesmaczony wzrok. Dodam jeszcze, ze reakcja Pani z irytacji prawie doprowadziła mnie do smiechu, bo po upomnieniu psa jak dziecka, ze po co podbiega wzięła go na ręce i zaczęła dokładnie oglądać czy moj pitbul aby na pewno nie zrobił mu krzywdy. Ta sytuacja jak i fakt, ze na zamkniętym osiedlu duzo z moich sąsiadów lubi wyjsc pod blok i puścić psy skłoniły mnie do móżdżenia jak pomoc swojemu nie wchodząc w konflikt z ludźmi, bo przecież jakos wyjsc i wrócić do domu musze. Nie mam wpływu na cały świat, ale moze moge cos zrobic jeszcze dla swojego psa i tak trafiłam tutaj! Od dzis uczymy sie zasłaniania. Dziekuje Ci bardzo!

    1. avatar
      Milena says:

      Mało kto, nie mając wcześniej takich doświadczeń z niepewnymi siebie psami, rozumie dynamikę ich relacji z podbiegaczami. Ja również zrozumiałam bardzo późno, przez co ilość pracy jest dwa razy większa niż mogłaby być, gdybym wcześniej to wszystko wiedziała Ale finalnie liczy się chęć zwiększania swojej świadomości i rozwój technik pracy.
      Co do luźnej smyczy i pozwolenia na przywitanie, jest to dobre w sytuacjach, w których widzimy, że zarówno nasz pies, jak i podbiegacz mają fajną komunikację, że jedno ani drugie nie jest spięte. Ogólnie też jak już nie jesteśmy w stanie nic zrobić, to lepsza luźna smycz niż napinka, ale w 70% przypadków jesteśmy w stanie swojego psa zasłonić. 🙂 Trzymam za Was kciuki i dziękuję za odwiedziny i dobre słowo. <3

  8. avatar
    Justyna says:

    W technice “odchodzę od podbiegacza jak najszybciej i zabieram swojego psa z tej sytuacji” jestem już trochę wprawiona 😎. Ale czasem jest tak że nie mam już czasu odejść nim czyjś pies do nas podbiegnie. W takiej sytuacji oprócz zasłaniania sobą moich Chłopców dorzucam jeszcze ciśnięcie na trawę/ziemię obok nas sporej garści karmy (najlepiej takiej o intensywnym zapachu) . 99% podbiegaczy zajmie się wtedy wyżeraniem karmy z trawy a ja mam czas się ulotnić. Wolę najpierw spróbować czymś zająć nachalnego psa niż użyć czegoś mniej fajnego np. gazu pieprzowego który mam zwykle ze sobą, ale na szczęście jeszcze nie musiałam użyć i mam wielką nadzieję że zostanie w mojej kieszeni juz na zawsze tylko “na wszelki wypadek”.

    1. avatar
      Milena says:

      Ha! Metoda z karmą / smaczkami jest genialna. Należałoby jeszcze rzucić w kierunku opiekuna/ki podbiegacza: “miłego sprzątania biegunki!”, coby się postresował/a i czekał/a cały dzień na zapowiedziane problemy. Może część osób coś by wtedy skumała. 🙂 Ja również noszę gaz “na wszelki wypadek” i mam nadzieję, że nigdy go nie użyję. Na szczęście z większości sytuacji da się wyjść bez tego. Pozdrawiamy!

  9. avatar
    O says:

    Witam, wiem, że mój komentarz jest trochę spóźniony, jednak pozwolę sobie skomentować. Psa mam od 3 lat, szkole go na tyle ile potrafię, radziliśmy sobie z Dexterem całkiem dobrze, robiliśmy na spacerach postępy, warto dodać, że mój pies zawsze jest na smyczy i w kagańcu (głównie ze względu na swoją rasę i na to, że uwielbia zżerać śmieci z ulicy). Niestety ostatnio na naszej drodze stanął pies podbiegacz i to nie byle jaki, a agresywny, próbowałam zakryć mojego psa, by uniemożliwić mu dostep do mojego psiaka, ale niestety rzucił się na niego, właściciel dogonił go dopiero chwile po ataku, to nie pierwsza taka sytuacja bo ten pies zaatakował juz inne psy a pan dalej puszcza go luzem, ostatnio chciał ugryźć mojego chłopaka w kostkę jak mijaliśmy się z psem i właścicielem na klatce. Oczywiście odbiło się to traumą na moim psie, ze strachu jest wręcz sparaliżowany i bez pomocy behawiorysty się nie obejdzie.
    Co mogłabym zrobić jeżeli pies podbiega tylko i wyłącznie w celu pogryzienia mojego psa?

    1. avatar
      Milena says:

      Przykro mi, że spotkała Was taka sytuacja. Oczywiście, jeśli facet jest nieciekawy i mieszka w tym samym bloku, trzeba podejść do tematu ostrożnie, ale jeśli pies zagraża otoczeniu, warto pomyśleć o włączeniu w sprawę policji. Ostatecznie też warto mieć w kieszeni gaz pieprzowy i straszyć takich młotków, że się go użyje. Może wtedy facet znajdzie motorek w dupie. Bo tutaj mamy do czynienia nie tylko z podbiegaczem, ale i psem skłonnym ugryźć człowieka. 🙁

  10. avatar
    Gosia says:

    Świetny post, potrzebowałam porad jak sobie poradzić mój pies jest mały to pinczer jest szalona pełna werwy ciekawa jest dużych psów ale jak taki podbiegnie moja Tośka piszczy jakby obdzierali ją ze skóry gdy faktycznie nic się nie dzieje , zaczyna wtedy uciekać jak szalona na boki (zawsze jest na smyczy) ogon pod siebie i przeraźliwy pisk, jak podbiegacz odejdzie to ciągnie w jego kierunku. mam ten pech ze zawsze większe psy do nas podbiegają i ciągle słyszę od właścicieli podbiegaczy na moją wyraźną prośbę o zabranie psa : on nic nie zrobi jest łagodny. Mój pies wazy 5kg nie ma szans przy psach 20/30 kg. Często wracam w nerwach ze spacerów i w złości bo muszę chodzić w takie miejsca gdzie rzadko można spotkać ludzi z czworonogami. Pozdrawiam

  11. avatar

    Mam 1,5 roczną sunię Owczarka Niemieckiego. Od pierwszego dnia kiedy zamieszkała z nami a miała wtedy trzy miesiące, chodziliśmy na osiedlowy wybieg dla psów, na którym zawsze jest ich kilka a raz naliczyłem 16. Biegają ze sobą, bawią się bywa że na siebie powarczą czasem starszy wytłumaczy młodszemu, lub większy mniejszemu, że “to ja mam rację” :). Od najmniejszego do największego, od szczeniaków po staruszki. I właśnie w ten sposób psy się socjalizują, uczą się zachowań innych psów, że nie należy się ich bać, że bywają te bardzo miłe i łagodne z którymi można się fajnie bawić, ale i takie mniej uprzejme. Moja sunia nauczyła się tego bardzo szybko, jest fanką swojej rasy, znaczy psiej, inne zwierzęta (nawet koty) jej nie interesują, natomiast z każdym psem musi się przywitać. A ponieważ jest grzeczna i słuchana, a przede wszystkim bardzo łagodna. Często biega luzem i oczywiście musi podbiec do każdego napotkanego psa, właśnie po to żeby się przywitać czy jak kto woli obwąchać. Zdarzają nam się psy i właściciele normalni, z którymi sunia sobie pobiega, a pan w tym czasie poplotkuje. Ale zdarzają się też tacy nazwijmy to trochę inni, gdzie już na kilka metrów warczy i pies i właściciel. Moim zdaniem właściciel nie potrafił z socjalizować psa, a teraz się boi z psem wychodzić na spacer, bo pies warczy i rzuca się na każdego przechodzącego obok innego psa, lub kuli ogon i umiera ze strachu. I teraz Ci którzy nie z socjalizowali swoich psów, mają pretensję do tych którzy to uczynili, że mają normalne psy, które biegają luzem i się cieszą życiem. Napisała pani (chyba pani), że przecież nawet wśród ludzi nie jest tak, że podchodzimy do każdego na ulicy, ale rozmawiamy tylko z tymi których znamy. Rozumiem, że jak podejdzie ktoś i zapyta o drogę lub która godzina, to wyjmuje pani gaz i wali po oczach, lub ucieka. To całe “zjawisko” spów podbiegaczy wymyślili ludzie którzy nie potrafili z socjalizować własnego pupila i tyle w temacie.

    1. avatar
      Milena says:

      Po pierwsze, to co pan opisuje o relacjach pana psa z innymi wcale nie brzmi jak zdrowe relacje, ale pewnie uważa pan, że ma pan większą wiedzę o psiej komunikacji niż ludzie pracujący z przeróżnymi psami, wykształceni w temacie? Po drugie, gdyby pan prześledził historię mojej Farsy, którą opisuję tu i na Instagramie, a także gdyby miał Pan merytoryczną wiedzę o psiej psychice, wiedziałby Pan, że jak Pan to nazywa “socjalizacja” to tylko malutki ułamek tego, z czego składa się psia głowa. Mam sukę od samego początku lękową z powodu wczesnego oddzielenia od matki. Kiedyś byłam głupia i pozwalałam, żeby takie psy jak pański podbiegały do niej i bawiły się nią (nie z nią, bo ona dobrze się nie czuła). Wie pan, jak to się skończyło? Została kilka razy poturbowana i pogryziona przez takie pieski co to “nic nie zrobią”. W tym momencie boi się prawie każdego psa, którego nie zna, bo psy zaburzone w taki sposób łatwo doznają traum. Z tymi, z którymi zdążyła się NA SPOKOJNIE I STOPNIOWO ORAZ W KONTROLOWANYCH WARUNKACH zapoznać, ma wspaniałe relacje. Więc niech Pan nie pisze bzdur, że to kwestia socjalizacji. Po trzecie i najważniejsze, to nie jest Pana sprawa, jakie ktoś ma powody – czy pies jest agresywny, chory, w trakcie treningu – każdy ma prawo nie mieć ochoty na kontakt z Pana psem. To, czy Pan w takiej sytuacji zadba o to, żeby nie doszło do kontaktu, jest kwestią Pana szacunku do granic innych ludzi. A skoro ma Pan takiego normalnego psa, to pewnie umie Pan go skutecznie odwołać, prawda? Bo wedle przepisów pies ma być pod kontrolą – na smyczy bądź odwoływalny. Przykład z ostatniej części Pana wypowiedzi zupełnie nietrafiony. Pies-podbiegacz dla mojego psa nie jest jak osoba pytająca kogoś o drogę. Niech sobie pan raczej wyobrazi, że obcy człowiek dowolnej płci, wieku, etc. biegnie w Pana stronę i klepie pana bez pardonu w dupę i przysuwa się centymetr od Pana twarzy, a Pan nie ma pojęcia kto kto jest i o co chodzi. Przyjemna wizja? I jeszcze jedno: pisząc, że zjawisko psów podbiegaczy wymyślili ludzie, którzy nie pracowali ze swoimi psami, pluje Pan w twarz każdej osobie, która ma psa z adopcji z nieznaną przeszłością. Życzę dużo szacunku do innych!

      1. avatar
        Jan says:

        „Mój pies jest zestresowany i lękliwy – jestem super właścicielem i jeszcze go utwierdzam w przekonaniu, że każdy inny pies jest zagrożeniem! Twój pies jest wesoły, towarzyski i nieagresywny? Jesteś psiarzem Januszem! Twój pies powinien być takim samym ponurakiem jak mój!”

        Moja suczka jest czasem „podbiegaczką”, czasem „podpełzaczką”. Zwykle odchodzimy od psów których nie zna, ale bardziej ze względu na ludzi, którzy piszą lub czytają takie głupoty jak w powyższym artykule – do tego jeszcze wrócę. Nie zawsze jednak w mieście da się minąć innego psa, być może autorka nie wie też jak bardzo 30kg retriever potrafi się przyspawać do ziemi jeśli postanowi poczekać na potencjalnego kumpla żeby się z nim przywitać. Na szczęście większość normalnych ludzi nie ma problemu z tym żeby psy się obwąchały czy nawet chwilę pobawiły. Jak widzę że sytuacja jest niekomfortowa, po prostu zabieram psa i odchodzimy. No ale właśnie – większość ludzi.

        Zdarzyło się, że załączył się tryb podbiegacza. Biegniemy więc za naszą suczką żeby ją szybko złapać, bo widać że reakcja jest nerwowa – co znamienne, dużo bardziej nerwowi są ludzie niż pies. Naczytają się, jak to są wspaniałymi psiarzami specjalnej troski, więc od razu rzucają się z krzykiem, wyzwiskami i groźbami rękoczynów, które nie ustają nawet po tym, jak zabraliśmy psa.

        Sytuacja druga – koło uczęszczanego chodnika pan superwłaściciel supertrenuje swojego psa. Przechodzimy obok, i niespodzianka, OBYDWA zaczynają ciągnąć w swoją stronę – znają się i lubią, mieszkamy na tym samym osiedlu. Reakcja? Superwłaściciel startuje z pretensjami, że po co przechodzimy, jak widzimy że on przecież trenuje! No jasne, jak się trenuje, to ma się rezerwację na pół trawnika z przyległościami, nawet na osiedlu, gdzie mieszka kilkadziesiąt psów.

        PS Fragment o gazie pieprzowym nawet trudno skomentować. Mam nadzieję, że się nie spotkamy, bo jakby mnie ktoś wyjechał z czymś takim, to nie ręczyłbym za siebie.

        1. avatar
          Milena says:

          Wykazałeś się bardzo dużymi brakami z zakresu wiedzy o psiej komunikacji. Zapytaj osobę kompetentną, co oznacza kładzenie się Twojego psa na ziemi na widok innego i wtedy możemy wrócić do analizy tego co opisałeś. Tymczasem sorry, jeśli nie jesteś w stanie fizycznie ani komendami kontrolować swojego psa (a do tego nie zobowiązuję Cię ja, tylko przepisy), to może nie powinieneś go mieć, a już na pewno nie powinieneś go puszczać luzem. To jest naprawdę proste, ale trzeba by mieć minimum odpowiedzialności i empatii wobec innych. Oba moje psy przez takich witaczy jak Twój zostały pogryzione i oba PO TYCH SYTUACJACH zmagają się z traumami, choć Aplauz przedtem nigdy nie używał agresji i umiał się komunikować. Oba moje psy mają swoich psich kumpli, z którymi potrafią się dogadać i to nie znaczy, że mają chcieć się witać z Twoim. Ty też się nie witasz z każdym randomowym człowiekiem na ulicy i nie czułbyś się komfortowo, gdyby takowy Ci się znienacka zaczął narzucać. Nie obwiniaj ludzi, którzy mają swoje psy pod kontrolą i nikomu nie zagrażają, za to, że sam nie masz kontroli nad własnym, bo to żałosne. Też mam nadzieję, że się nigdy nie spotkamy, bo mój gaz działa też na ludzi. 🙂

          1. avatar
            Jan says:

            Wow, co za psia ekspertka. Czytałem Pani historię i widzę że nadal stoi Pani na pozycji „pozjadałam wszystkie rozumy”. Szybkie googlowanie kładzenia się na brzuchu i co? Może oznaczać między innymi stres, uległość, zaciekawienie czy obronę terytorium. Jakim prawem ocenia Pani mnie i mojego psa, nie widząc go nigdy na oczy i nie wiedząc w jakim jest wieku? Jak śmie Pani twierdzić że kogokolwiek by ugryzł?! Żałosna to jest Pani w swojej arogancji i zadufaniu. Ja nie twierdzę, że jestem ekspertem od psiej komunikacji, ale na pewno znam swojego psa. Pani pewnie też zna swojego, ale robi z siebie znawczynię od wszystkich merdających czworonogów – arogancja numer jeden. Tymczasem pies to nie maszynka ani robot na pilota, tylko żywa istota, każdy jest inny i inaczej się zachowuje. Uważanie że jest inaczej to kolejny przejaw buty, podobnie jak Pani pogląd, że psy lękliwe trzeba przyjąć takie, jakimi są i cały świat ma na nie uważać, a psy ciekawe trzeba temperować. I oczywiście klasyk u wszystkich „psich ekspertów” – nie przeczytałeś 273 książek o behawiorystyce to nie powinieneś mieć psa, a jak i tak masz to jesteś zwyrolem.

            Nie pozdrawiam.

          2. avatar
            Milena says:

            Sedno w tym, że mnie w ogóle nie interesuje, jaki jest Twój pies, niezależnie od wszystkiego przepisy i zwykły szacunek wobec osób i psów w otoczeniu wymagają od Ciebie, żebyś miał nad nim kontrolę. Ja do Ciebie nie podchodzę i nie przeszkadzam Ci w spacerowaniu, Ty nie przeszkadzaj mi, czego tutaj nie rozumiesz? Zanim Twój pies podejdzie do innego, zapytaj człowieka, czy może, czy nie spi*przysz komuś tym pracy nad głęboką traumą, czy ów pies nie jest agresywny i nie zrobi krzywdy Twojemu (bo o tym nie pomyślałeś, prawda?), czy pies ten nie jest chory… Serio, powodów na NIE jest wiele i również ze względu na bezpieczeństwo TWOJEGO psa należy je szanować. Zapewniam, że znajdziesz wielu, którzy powiedzą “tak” i nikt nie będzie mieć pretensji. Rzucasz się i wytaczasz personalne, koślawe argumenty, bo jesteś obrażony, że ktoś może nie chcieć kontaktu z Twoim psem, którego Ty nie potrafisz ogarnąć / odwołać i to jest absurdalne. Ja za to pozdrawiam i życzę Ci dużo empatii i szacunku dla innych, również dla słowa “nie”.

  12. avatar
    Mona says:

    Niesamowicie dziękuję za ten wpis! Jestem psią opiekunką od około 2,5 miesiąca. Nina ma 1,8 roku, jest ze schroniska. Wydawało mi się, że jest psem lękliwym, bo potrzebuje trochę czasu, żeby dać się pogłaskać nowemu człowiekowi, ale nie zgadzało mi się to, że wobec psów jest odważna. Być może podejście do ludzi i do swojego gatunku to zupełnie dwie różne rzeczy. Pewnie tak 🙂
    Tak czy owak, po przeczytaniu Twojego tekstu zdałam sobie sprawę, że ona jest właśnie taką podbiegaczką 🙁 Ostatnio była puszczona bez smyczy, bo była w trakcie zabawy ze swoim psim kolegą, ale w pewnych momentach odrywała się od niej i podbiegała właśnie do innych piesków, które zaczynały siadać na jej widok… no i na pewno nie robiła tego po łuku. Zmniejsza się też w tym momencie jej odwoływalność do praktycznie zera. Jak jesteśmy same na spacerze, czy jak bawimy się piłką same na polanie – tutaj, jeżeli nie trafi na jakiś trop zwierzyny, reaguje bardzo szybko na swoje imię. Ale, jak wspominałam, schody zaczynają się przy interakcji z innymi psami – ja przestaję istnieć :/ Staram się zawsze omijać psy, przechodzić na drugą stronę drogi, itp. i zauważyłam, że jak mała pobawi się przynajmniej raz w tygodniu z jakimś psiakiem, to takie mijanie idzie w miarę gładko. Węszy sobie i jest zajęta sobą, ale gorzej, jak byliśmy ostatnio z partnerem chorzy, więc nie miała kontaktu z psami na polance i po dłuższym czasie niebawienia potrafiła każdego psa obszczekać i wyrywać się do każdego. Czy myślisz, że może to mieć coś wspólnego z brakiem dłuższej interakcji? Czy raczej pudłuję? Zauważyłam też, że Nina nie ma potrzeby biec do innych piesków, jak bawimy się piłką – wtedy jest mocno na niej skupiona i nie ma problemu z przywołaniem.
    Na tę chwilę, bazując na Twoim tekście (zamierzam czytać resztę 🙂 ) na polanę będę z nią wychodzić na smyczy treningowej, a puszczać wyłącznie w miejscu, gdzie jestem pewna, że jesteśmy same. No i muszę przyłożyć się do nauki psiego języka 🙂

    1. avatar
      Milena says:

      Przede wszystkim lejesz miód na moje serce, że otwarcie przyznajesz, że podbieganie Twojej suczki to problem, bardzo niewiele opiekunek/ów podbiegaczy bierze za takie sytuacje odpowiedzialność. Zatem dziękuję. <3 Nie znam Was, więc nie mogę ocenić sytuacji i przyczyn problemów, ale zastanowiłabym się, czy piłka jej przesadnie nie fiksuje, bo dużo psiaków ma z tym problem. Pozornie może wydawać się skupiona, w praktyce może to być stan niemal narkotyczny, który finalnie psa bardziej pobudza. Spróbujcie spacerów równoległych, aby pracować z psiną nad spokojnym przebywaniem w towarzystwie innych psów. Powodzenia! PS. Na pocieszenie - moje psy też "z natury" mają tendencję do podbiegania, żeby kontrolować psy, które je stresują. Aplauz wciąż się uczy, Farsa mija bez smyczy psy bez problemu 🙂

  13. avatar
    Rita says:

    Hej, dziękuję za artykuł. Sama nie mam psa ale szukam sposobów jak mozna skutecznie odizolować SIEBIE od podbiegaczy. Mam niestety złe doświadczenia z przeszłości z udziałem psów i nie chcę wchodzić z nimi w przypadkowy kontakt, niestety mnóstwo właścicieli psów nie potrafi poszanować granic innych osób w przestrzeni publicznej, do dzielenia której mamy równe prawo. Spacer po osiedlu równa się czasem z przymusową interakcją z obcym zwierzęciem, którego zamiarow nie znam. Jak zatem najlepiej zachować się kiedy kieruje się w moją stronę pies bez smyczy? Najchętniej bym rozpłynęła się w powietrzu żeby nie zwracać na siebie jego uwagi, więc nie robię zupełnie nic, ale poziom mojej adrenaliny rośnie tak że mój strach wyczuwają chyba wszystkie psy w mieście 😉 Kazać psu by odszedł…? Ale czy nie przyniesie to odwrotnego skutku? Zawołać właściciela? Czy udawać że nic się nie dzieje? Próbuję wywnioskować coś z treści posta, ale raczej przedstawione są tu sytuacje gdzie właściciel psa “podbieganego” sam nie odczuwa strachu przed podbiegaczem 🙁

    1. avatar
      Milena says:

      Hej, bardzo mi przykro, że się z tym zmagasz. Na pewno warto próbować poprosić opiekuna o zabranie psa, ale wiem, jak to jest i ilu ludzi będzie mieć to w d. Z basic rzeczy, to próbuj odwracać się od takiego psa tyłem – jest to dla niego sygnał, że nie masz ochoty na kontakt. Na agresywne egzemplarze w ostateczności gaz pieprzowy albo sprzężone powietrze na odstraszenie. Może nigdy tego nie użyjesz, ale zwiększy to Twoje poczucie bezpieczeństwa. 🙂

  14. avatar
    Ania says:

    Hej, po pierwsze wielkie dzięki za ten blog!
    A jak reagować w przypadku, który zdarzył się nam dziś –
    moja suczka Hela jest ekstremalnie lękliwa, nie wychodzi na spacery na ulicę, mamy póki co do dyspozycji tylko przyblokowy ogródek, jest w trakcie terapii i farmakologii, robimy już małe postępy. Na wszystkie psy reaguje turbo agresją, od czasu pogryzienia się z inną suką rok temu, co uogólniło problem. Dzisiejsza sytuacja – byłyśmy w najgorszym możliwym fragmencie ogrodu, wąsko i płot za nami, kiedy podbiegł do nas pies luzem, zero ogłady, jak taran od frontu. Helka oczywiście od razu zaczęła szczekać i wyrywać się w jego stronę z zębami, nie było szans ją zasłonić. Jedyne co mogłam zrobić to podnieść ją na smyczy na szelkach, żeby nie pogryzła tego psa, bo on totalnie nie zamierzał odpuścić. Tyle dobrze, że właściciel dobiegł i go po chwili zgarnął i przeprosił. Ale nasze postępy prawdopodobnie na zmarnowanie… Nie wiem jak reagować w sytuacjach dosłownie bez wyjścia, fizycznie brak możliwości zmiany kierunku. Można było jedynie wyjść na ulicę, ale z jej lękami i w takich emocjach to niemożliwe, skoro normalnie nie wychodzi 🙁

    1. avatar
      Milena says:

      Hej! Niestety nie ma jednej dobrej rady na takie trudne sytuacje. 🙁 O ile to możliwe na obecnym etapie z Helą, pomyślałabym ewentualnie o kagańcu dla niej, coby zwiększyć Twój komfort i spokój w takich sytuacjach, ale to też nie jest idealna opcja. Wzięcie psa awaryjnie na ręce, dopóki nie ma możliwości pracy nad komunikacją z psami, jest też dobrym wyjściem. Równocześnie ważna jest praca nad zwiększaniem kompetencji społecznych Heli, aby mogła małymi kroczkami rozszerzać wachlarz strategii radzenia sobie z podbiegaczami z Twoim wsparciem. Trzymam za Was kciuki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *