Czerwcowa interwencja prokuratora oraz animalsów w schronisku w Radysach to duży sukces. Ogrom psów uzyskuje pomoc, a właściciel “schroniska” trafił do aresztu. Jednak naiwnie byłoby myśleć, że problem został rozwiązany.
Hajs się musi zgadzać
To nie jest tak, że schronisko w Radysach założył zły pan, który wyławia z ulic bezdomne psy po to, żeby w ramach chorej rozrywki je katować. To jest biznes. Według prawa gmina musi jakoś rozwiązać problem istnienia bezdomnych zwierząt na swoim podwórku. Może to zrobić poprzez prowadzenie własnego schroniska lub zapłacenie za to organizacji pozarządowej lub przedsiębiorstwu. I wtedy pojawia się on – pan biznesmen, który za wzięcie bezdomnego psa na swoje barki zawoła 1-2 tysiące złotych jednorazowo lub 5-7 złotych za każdy dzień, w którym zwierzę będzie przebywać w jego placówce. Win-win, kochani. Gmina zaoszczędzi i nikt nie zarzuci jej, że za dużo przeznacza na jakieś głupie kundle zamiast na ważniejsze interesy obywateli. Pan biznesmen za to będzie miał wielu klientów, kapitał zacznie się mnożyć. A psy? Rzuci się im jakieś byle odpadki z ubojni, aby szybko zaczęły toczyć je nowotwory i otyłość. Upchnie się je razem w klatkach jak puszkowane sardynki, aby się nawzajem żarły. Coś tam się doda lub pominie w dokumentach. Przyoszczędzi się na weterynarzach. A jak przyjdą nadgorliwi miłośnicy zwierząt, wietrzący znęcanie się nad psami? Zawsze można ich po prostu nie wpuścić. Toż to teren prywatny!
Przeczytaj także: Czy adopcja psa w dobie koronawirusa to dobry pomysł?
Bramy piekieł w końcu się otworzyły
O tym, jakie piekło gotuje psom schronisko w Radysach, mówi się od dawna. Są wolontariusze, którzy mnóstwo razy wyciągali stamtąd psy i przekazywali je domom tymczasowym i stałym. W czerwcu niespodziewanie swoje siły połączyli animalsi, olsztyńska prokuratura oraz olsztyńska policja. W wyniku tej interwencji schronisko w Radysach opuściło ponad 60 psów i jeden kot. Z ramienia Stowarzyszenia “Pogotowie dla zwierząt” powstała też zbiórka mająca pokryć koszty interwencji oraz dalszego postępowania wobec sprawców. W momencie, w którym piszę ten tekst, uzbierano… 1 393 955 zł. Kupa kasy, prawda? Z innych, dobrych wiadomości: właściciel Radys, Zygmunt D. tymczasowo trafił na 3 miesiące do aresztu. Nasze wrocławskie schronisko przyjęło wczoraj pod swoje skrzydła 31 psów z Radys, podobnie jak warszawski “Paluch” – 10 psów (docelowo planowane jest przywiezienie aż 100 zwierząt). No i co, trudno się nie cieszyć, że zadziało się w końcu coś dużego. Jednak hurraoptymizm odbiera mi kilka rzeczy.
Wielka zbiórka jednej organizacji
Nie wątpię, że każda osoba wpłacająca choćby złotówkę na zbiórkę ma kawał serducha i dobrych intencji. Brawa dla Was! Nie siedzę w temacie na tyle głęboko, żeby oceniać, na ile ta ciężka kwota zostanie dobrze spożytkowana. Są różne opinie, teorie, domniemania i każde z nas może wyrobić sobie opinię samodzielnie. Boli mnie inna rzecz. Jak wspomniałam, przed interwencją też byli ludzie, którzy ogrom czasu i nierzadko własnych pieniędzy poświęcali na ratowanie Radysiaków, które bywały w stanie zagrożenia życia i kompletnego, psychicznego wyniszczenia. Osoby takie, jak Kasia prowadząca hotelik i dom tymczasowy “Zamerdani”, muszą teraz borykać się z nieprzyjemnymi komentarzami na temat pieniędzy. Trwa zbiórka na opłacenie faktur za operację Raggi. Ragga to suka w typie owczarka niemieckiego, która z Radys wyjechała z ogromnym, dwudziestocentymetrowym guzem oraz ropomaciczem. Dzięki ludziom dobrej woli udało się jej w ostatniej chwili trafić na stół operacyjny. Dziś dochodzi do siebie u Kasi, ale faktury czekają na uregulowanie: łącznie 2 tysiące złotych. Zbiórka na Raggę została udostępniona w wielu fejsbukowych, psich kątach. Problem w tym, że nie brak sceptycznych komentarzy. “Przecież powstała zbiórka na psy z Radys – po co druga?”. “Macie już ponad milion, za mało?”. Itepe, itede. Trudno przekonać ludzi, że zbiórka założona przez jedną konkretną organizację nie pokrywa kosztów, z jakimi zmagają się inne organizacje, domy tymczasowe i osoby prywatne. Nagle ludzie, którzy od dawna wyciągali mnóstwo psów z tej umieralni, muszą tłumaczyć się z tego, że potrzebują pieniędzy na swoje działania. Trochę to przykre.
Wpłaty na pokrycie kosztów leczenie Raggi możecie dokonać, klikając na zdjęcie:
Nie da się stanąć ponad prawem, ale można zmienić prawo
Nie że się nie cieszę z tego, co się wydarzyło w ostatnich tygodniach. Bardzo się cieszę. W końcu ktoś pomógł organizacjom prozwierzęcym zrobić w kwestii Radys ogromny krok naprzód. Zygmunt D. trafił tam, gdzie jego miejsce i idealnie by było, gdyby zabawił tam na dłużej. Można otwierać szampana, ale następnego dnia musimy pamiętać, że to nie jedyne takie miejsce w Polsce. Są jeszcze Wojtyszki, również okryte nie najlepszą sławą. Ale przede wszystkim jest prawo, które pozwala – jakby to powiedział wzburzony jak morze obywatel – za nasze pieniądze gotować psom taki los. Schronisko w Radysach funkcjonowało przez wiele lat legalnie. Bardzo bym chciała wierzyć, że ta interwencja zadziała jak straszak na nieuczciwych przedsiębiorców i zmobilizuje organy publiczne do stanowczych działań, gdy jasne jest, że właściciele “schronisk” znęcają się nad swoimi podopiecznymi. Jednak realia są, jakie są. To jest ogromny biznes, to się opłaca i takich, jak Zygmunt D. może się jeszcze w przyszłości znaleźć wielu. Powinno się zatem zmienić prawo. Nie powinno w przepisach istnieć coś takiego, jak prywatne schronisko, któremu gminy płacą za pozbycie się problemu. Tylko tyle, a aż tyle. Co możemy zrobić długofalowo? Chodzić na wybory i głosować na tych, którym los zwierząt nie jest obojętny. Mamy ku temu okazję już 12 lipca. Musimy wywierać na większe i mniejsze władze presję, aby zainteresowały się zmianą przepisów. Tak, aby pewnego dnia ludzie pokroju właściciela Radys nie mieli możliwości robić na cierpieniu zwierząt ogromnej kasy.