Ja w błocie. Ona w błocie. I w jakimś gównie lub truchle, w którym z dziką pasją postanowiła się wytarzać. Ostatnio myślałam dużo o tym, jakie to niesprawiedliwe, że w Internecie ocenią cię za to, że wstawisz zdjęcie psa z patykiem, ale nikt nie zobaczy, jak ten sam pies (nie bójmy się tego słowa) cierpi, kiedy po raz setny w miesiącu robi to samo kółko po osiedlu na krótkiej smyczy. Kiedy odciągasz go za każdym razem, gdy próbuje obwąchać jakiś krzak. Smutne jest życie pomeranianów, które pędzą w stronę czegoś interesującego i nagle robią bolesny fikołek, bo skończyła się flexi, a opiekunowie psa idą powoli, zajęci sobą, nie patrząc nawet na zwierzaka. Przykro, kiedy pies dostaje emocjonalne wciery stulecia za to, że śmiał o kilka sekund za długo zawąchać się na czymś i nie usłyszeć przez to "do mnie". Albo jak zostaje poszarpany na smyczy za to, że we właściwy sobie sposób wyatarzał się w śmierdzącej kałuży. Psy mają być czyste, pachnące, spokojne i najlepiej niczego nie chcieć. Nie szczekać (sama staram się ostatnio przepracować swoje podejście do szczekania Farsy). Nie jeść ziemi i nie gryźć gałęzi. Nie wyrażać emocji (co błędnie widzi się jako oznakę "zrównoważonego charakteru"). Wybiegać się i iść spać. Tymczasem lwia część psiarzy nie zaspokaja nawet połowy ich realnych (!) potrzeb. Ba, myślę, że tacy ludzie nawet nie zdają sobie sprawy z istnienia takowych. To zupełnie nie tak. Dobrze ułożony pies to nie taki, który chodzi jak w zegarku. To taki, z którym się dogadujesz i oboje jesteście zadowoleni z tej relacji (a to w każdym przypadku oznacza coś innego). Jak idziesz do behawiorysty, to nie rób tego z intencją sprawienia, żeby twój pies stał się grzeczny. Pomyśl o tym jak o rozwiązywaniu waszych wspólnych problemów. Jak o zażegnaniu konfliktu interesów. Jak o pomocy dla psa, który cierpi, na przykład wchodząc non stop na zbyt wysokie emocje. Pies jest psem i ma być szczęśliwy, a nie tylko "grzeczny".