Szymborska zapomniała o psach. Gdy ich opiekun odchodzi, to one nie zawsze mają szczęście trafić w ręce dzieci czy wnucząt zmarłego. Mamy na to sporo dowodów w schronisku. Jednym z nich jest Sunia – mała, szorstkowłosa czarnulka, którą w przykrej rzeczywistości bycia niczyją zżerają stres i choroby. 

Sunię (tak, to imię) poznałam latem tego roku (w schronisku przebywa od marca). Nieraz pisałam, jak to jest, gdy wyprowadzasz schroniaka z boksu – wybiega stamtąd i napiera do przodu jak rozpędzona lokomotywa. Z tą małą, czarną babcią było inaczej. Cieszyła się, oczywiście. Ale jej chwiejące się łapki dreptały powoli w wyznaczonym przeze mnie kierunku i ani myślała o biegu. Poszczekała za to powoli, obwieszczając wszem i wobec, że idzie. I nie dam głowy, że to była czysta radość, bo Sunia w schronisku jest kłębkiem stresu.

Łapy, łapy, cztery stare łapy…

Nieraz pisałam już też, że łapki seniorów nie lubią schroniskowego betonu. A to tyłek Suni zatoczy się na bok. A to Sunia klapnie na ziemi i spojrzy, jakby chciała powiedzieć: “dziecko, nie dla mnie takie maratony”. A to się potknie, bo tylne nóżki na chwilę odmówią posłuszeństwa. I to bardzo boli, bo widać, że lubi spacery, lecz muszą być one naprawdę wolne i krótkie. 

Lubię cię, człowiek!

Czy jest miła? O tak! Pamiętam, jak zestresowana szczekała na chodniku w eter. Kucnęłam przy niej, zaczęłam do niej gadać i wyciągnęłam do niej ostrożnie dłoń. Sama zdecydowała o usunięciu dystansu między nami, by po chwili delektować się głaskaniem po siwej bródce. No i jej sympatia do mnie wybuchła z mocą tysiąca słońc, gdy wyjęłam z kieszeni psie ciasteczka. Wie co dobre! I ładnie skupia się na człowieku.

Stanowcza gaduła

Fakt faktem, ma swoje stanowcze zdanie, gdy zaczepiają ją inne zwierzęta. Musi mieć swoją przestrzeń, pogadać (poszczekać) i dać sobie parę minut na poznanie innego psa, żeby przystać na jego obecność. Ale to pani z klasą! Dopóki jakiś natarczywy młodzienias nie lekceważy jej potrzeby własnej przestrzeni, to na wspomnianym gadaniu się kończy. Toż zapewne każdy z autopsji wie, że babcie to gaduły.

Czas

A teraz smutna prawda. Sunia nie będzie dla swojego nowego opiekuna towarzyszką na lata. Poza wysiadającymi łapkami zmaga się z guzami i chorą wątrobą. Umarł jej człowiek – jej najlepszy przyjaciel, rodzic, największa miłość. A chwilę potem znalazła się za kratami wśród dziesiątek innych, zestresowanych i niczyich psów. Jaki człowiek nie zostałby w takiej sytuacji zeżarty przez stres i ból? Z Sunią jest tak samo. Nie ma gwarancji, że po adopcji pożyje więcej niż kilka miesięcy. Ale… czym zasłużyła sobie na spędzenie tego czasu w samotności? Wolontariusze i pielęgniarze mogą stawać na rzęsach, aby czuła się jak najlepiej. Ale to wciąż nie będą jej “osobiści” ludzie i nadal będzie człapać na swoich chorych łapkach na zimnym betonie. 

Mieliśmy w schronisku chorą na nowotwór labradorkę, Korę. Reprezentowała wszystko, co w labkach najlepsze. Zawsze radosna, gdy miała obok człowieka. Pewnego dnia przyjechałam do schroniska i… po prostu nie było jej w boksie. Niestety, nie z powodu adopcji. Do dziś myślę z wielkim smutkiem o tym, że to wspaniałe stworzenie odeszło jako niczyje. Dlaczego? Osoby, które chcą i mogą mieć psa, tak bardzo zaślepia własny strach przed chorobami i odejściem zwierzęcia, przed bólem, którzy przyjdzie po śmierci nowego czworołapa… Tak bardzo, że nawet nie próbują popatrzeć w stronę gasnących psów. Chciałabym wierzyć, że to ma szansę się zmienić. I że niedługo zobaczę na Facebooku zdjęcie, na którym Sunia śpi w ciepłym legowisku – w swoim ostatnim domu.

Zróbmy Suni głośną reklamę, co? Może zdążymy znaleźć tego wspaniałego człowieka, który ją uratuje i zapewni godny finał jej wędrówki. Klikając w zdjęcie, przejdziesz do strony ogłoszenia Suni.

Sunia ma dom!

Na marginesie: zmajstrowałam grafikę na facebookowe tło, która ma promować adopcje seniorów. Bohaterami są oczywiście nasze wrocławskie gwiazdy. Zachęcam to podkradania, używania, podawania dalej!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *